Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.

poniedziałek, 2 grudnia 2019

Rebecca Hunt "Pan Chartwell" - Długie i bezksiężycowe noce

Pan Chartwell

Rebecca Hunt

Tytuł oryginału: Mr. Chartwell
Tłumaczenie: Szymon Żuchowski
Wydawnictwo: W.A.B.
Liczba stron: 240
 
 
 
 
Wyobraźnia to taka piękna sprawa, więc skorzystajmy z niej i trochę poteoretyzujmy. Załóżmy, że nasz kark ugina się pod brzemieniem blisko 90-lat. Mimo tego balastu daleko nam do zniedołężniałych staruszków, którzy całe dnie poświęcają na wspominanie blasków przeszłości i narzekanie na aktualną niewydolność organizmu. Nadal jesteśmy aktywni zawodowo, a przy tym wypełnia nas tak straszliwy zapał, że aż kłuje nas w sercu. Ciągle mamy poczucie, że wiele zostało jeszcze do zrobienia, w związku z czym trzeba się spieszyć, spieszyć i spieszyć. Wskazówki zegara umykają bezlitośnie, ale upływające minuty tylko mobilizują nas do aktywności. Działanie to nasze drugie imię. Cóż jednak czynić, kiedy musi zdarzyć się to, co nieuchronne, bo dalsze odwlekanie nie jest już możliwe? Emerytura może być rzeczą przerażającą, zatrważającą, nieznośną torturą. Cóż począć z nadmiarem wolnego czasu, którego nie sposób spożytkować? I cóż czynić, jeśli w dodatku czyha na nas on – wielki, okropny, niemiły i cyniczny Czarny Pat?
 
Z odpowiedziami na przynajmniej część z zadanych pytań przychodzi Rebecca Hunt (1979), brytyjska pisarka, która w 2010 roku zadebiutowała powieścią Pan Chartwell. Akcja rozgrywa się w przeciągu kilku lipcowych dni roku 1964. Winston Churchill, który od lat zmaga się z depresją, wkrótce uda się na zasłużony (ale raczej niepożądany) odpoczynek. Emerytura jawi się jako okres, kiedy jeszcze bardziej będzie się narażonym na przygnębienie i zniechęcenie. W nie lepszym położeniu znajduje się Esther Hammerhans, bibliotekarka zatrudniona w Pałacu Westminsterskim, która od niedawna musi radzić sobie ze stratą ukochanego męża. Jej wegetacja naznaczona zostaje jeszcze mroczniejszymi barwami, kiedy kobieta decyduje się na odnajęcie pokoju. Na ogłoszenie odpowiada jedna osoba, czy też istota – wyłącznie wielki czarny kudłaty pies wyraża chęć zamieszkania u pani Hammerhans. W dodatku, gdy tylko dostrzega ogniki wahania w oczach gospodyni, proponuje horrendalną sumę za lokum, w którym zamierza zatrzymać się na bliżej niesprecyzowany czas (Może na dłużej, kilka tygodni, może na tydzień … [1]). Kiedy Esther wyraża zgodę, klamka zapada, a losy samotnej kobiety i starzejącego polityka połączy sylwetka czarnego psa, określanego też mianem Pana Chartwella bądź Czarnego Pata.
 
Powieść Rebecci Hunt to stosunkowo krótkie dzieło podejmujące tematykę depresji. Autorka dokonuje ciekawego zabiegu polegającego na animizacji tej podstępnej choroby, nadając jej postać czarnego psa. Dzięki temu przekonujemy się jak trudno radzić sobie z tym schorzeniem jako, że czarne myśli to coś, czego po przekroczeniu krytycznego momentu nie jesteśmy w stanie dłużej kontrolować – stają się one coraz bardziej namolne, zaczepne i śmiałe, skutecznie doprowadzając do tego, że świat prezentuje się w coraz ciemniejszych tonacjach. W rezultacie nasz byt to (…) długa, coraz bardziej desperacka walka z ciemnością, która nadciąga bezksiężycowymi falami (…) [2]).
 
Plusem książki jest możliwość spojrzenia na otoczenie oczami osób, które dotknęła depresja. Stąd łatwiej zrozumieć dlaczego chorzy są tak apatyczni czy bezwolni. Ciężar, który ich przygniata uniemożliwia prowadzenie normalnej egzystencji. Bardzo istotne jest również podkreślenie jak wstydliwa jest depresja dla wielu osób nią dotkniętych – lęk przed wspominaniem o tej przypadłości sprawia, że jej ofiarom niełatwo jest pomagać. Z tego względu wydaje się, że pierwszym krokiem do zwyciężenia z depresją jest akceptacja faktu jej istnienia, a następnie otwarcie się na wsparcie ze strony bliźnich.
 
Co ciekawe Czarny Pat to protagonista, do którego czytelnik może zapałać odrobiną sympatii, bowiem jest to istota na tyle niejednoznaczna, że w jej rysie można dopatrzyć się znamion tragiczności. Z jednej strony Pan Chartwell jest bezwzględny i stanowczy (Ja nie negocjuję [3]), (…) niszczący i okrutny (…) [4], a człowiek w jego obecności czuje się, jakby (…) miał na głowie opaskę uciskową z drutu (…) [5], z drugiej zaś psisko podkreśla, że nigdy nie przychodzi nie proszone, a jego pojawienie się wiąże się z wyraźnym zaproszeniem ze strony człowieka, który nie uzmysławia sobie jak ciężkie będzie pozbycie się intruza w przyszłości.
 
Dobre wrażenie wywiera też język, jakim napisano utwór. Rebecca Hunt stosuje bogatą paletę środków stylistycznych, dzięki czemu obcowanie z Panem Chartwellem jest doświadczeniem przyjemnym dla miłośnika słowa pisanego. Intrygujące ożywienia (Czajnik przestał piszczeć, teraz histerycznie wyrzucał z siebie obłoki pary [6]), zabawne porównania (Wciąż przerażona, powiedziała z werwą godną więdnącej sałaty (…) [7]) czy nietypowe metafory (Esther widziała samą siebie jak na filmie, żeglującą wśród fusów dnia [8]) w połączeniu ze specyficznym humorem (W starciu z nim miałaby takie szanse jak gąbka z piłą mechaniczną [9]) skutkują przyjemną lekkością, która mocno kontrastuje z ciężarem podejmowanego zagadnienia. 
 
Pan Chartwell z pewnością nie jest studium poświęconym depresji, nie jest to tytuł, który wyczerpująco traktuje o podjętym zagadnieniu. Nie jest to również dzieło na miarę Szklanego klosza Sylvii Plath, w którym umiejętnie zaprezentowano jak podstępna i złośliwa bywa ta przypadłość. Utwór Rebecci Hunt kojarzy się bardziej z poradnikiem, w którym wyłożono garść truizmów, raczej nieprzydatnych dla kogoś, kto walczy z depresją. Z drugiej jednak strony książka daje kompletnym laikom sposobność, by uzmysłowić sobie jak może wyglądać bytowanie z punktu widzenia osoby dotkniętej tym schorzeniem.
 

[1] Rebecca Hunt, Pan Chartwell, przeł. Szymon Żuchowski, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2013, s. 16
[2] Tamże, s. 193
[3] Tamże, s. 67
[4] Tamże, s. 74
[5] Tamże, s. 138
[6] Tamże, s. 10
[7] Tamże, s. 14
[8] Tamże, s. 60
[9] Tamże, s. 18

2 komentarze:

  1. Czyli „Szklany klosz” jest bezkonkurencyjny, jeśli chodzi o pokazanie depresji? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli porównywać te dwie powieści, to tak. "Pan Chartwell" to całkiem przyjemna lektura, ale o ile "Szklany klosz" to brutalna prawda bijąca między oczy, o tyle książka Rebecci Hunt bardziej kojarzy mi się ze stwierdzeniem typu "wszystko będzie dobrze".

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)