Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.

piątek, 8 listopada 2019

Sana Krasikov "Patrioci" - W pogoni za ideałami

Patrioci

Sana Krasikov

Tytuł oryginału: The Patriots: A Novel
Tłumaczenie: Dorota Konowrocka-Sawa
Wydawnictwo: W.A.B.
Seria: Don Kichot i Sancho Pansa
Liczba stron: 672



 



Młodość przejawia tendencje do wiary, że świat to materia opona, ale nie na tyle, by nie dało się jej zmienić. Temu zapatrywaniu (w sporej mierze naiwnemu) na ogół towarzyszy przeświadczenie o własnej potędze i kreatywności. W rezultacie wielu ludzi w okresie wchodzenia w dorosłość angażuje się w projekty i działania, które w opinii otoczenia z góry skazane są na niepowodzenie. Walka z wiatrakami, jako zajęcie i żmudne i męczące, najczęściej prowadzi do otrzeźwienia i zgorzknienia – młody człowiek przekonuje się o własnych ograniczeniach, co w przyszłości pozwala nieco lepiej mierzyć siły na zamiary. Są jednak osobnicy, którym wrodzone upór i duma nie pozwalają przyznać się do porażki – takie bezkompromisowe podejście wymaga jednak ogromu poświęcenia, co nierzadko pociąga za sobą cierpienia i wyrzeczenia, również ludzi z najbliższego otoczenia. Skutki bezmyślnego brnięcia za ideałami dobrze ukazano w książce Patrioci autorstwa Sany Krasikov (1979), urodzonej w ZSRR amerykańskiej prozaiczki.
 
Pokaźnych rozmiarów utwór (polskie wydanie liczy sobie ponad 600 stron) opowiada o Amerykanach, którzy w latach 30-tych ulegają wykreowanemu mitowi Związku Socjalistycznego Republik Radzieckich. Pod wpływem roztaczanych wizji, zgodnie z którymi komunistyczne imperium to miejsce, gdzie w życie można wprowadzić najpiękniejsze idee równości i braterstwa, porzucają oni swoją ojczyznę i migrują do Kraju Rad, by dołączyć do wzniesienia utopijnej budowli. Tyle, że konfrontacja oczekiwań rozbudzonych przez propagandę z radziecką rzeczywistością okazuje się doświadczeniem tyleż bolesnym, co niebezpiecznym. Posmak rozczarowania jest tym bardziej gorzki, że niedoszły raj to groźna pułapka, z której nie sposób się wyrwać. Sprawy są tym bardziej beznadziejne, że władze USA nie przejawiają zbytniej ochoty do udzielania pomocy Amerykanom, którzy wcześniej wyparli się własnych korzeni.
 
Pretekstem do odmalowania perypetii pechowców, którzy uwierzyli w przejaskrawiony wizerunek ZSRR jest postać Florence Fein. Ta młoda Amerykanka o żydowskim pochodzeniu opuszcza Brooklyn, by odnaleźć szczęście i spełnienie w Kraju Rad. Po latach jej tragiczne losy odtwarza syn Julian. Wychowany w ZSRR, zawiedziony komunistycznymi realiami już jako dorosły człowiek wyrusza w kierunku przeciwnym do tułaczki swojej matki. W Ameryce udaje mu się znaleźć pracę odpowiadającą jego zainteresowaniom i ambicjom – konstruowanie statków do transportu ropy w trudnych arktycznych warunkach sprawia też, że Julian często odwiedza Moskwę w ramach wyjazdów służbowych. To właśnie sposobność regularnych wizyt w Rosji oraz zasłyszana przez znajomego z lat dziecięcych plotka jakoby Florence Fein miała być tajną współpracowniczką NKWD stają się impulsem, by wykorzystać fakt odtajnienia akt KGB i poznać zawiłą historię własnej matki. Wyjazd do Federacji Rosyjskiej to także rodzaj misji ratunkowej – Lenny, syn Juliana jest zafascynowany postacią swojej niezłomnej babki i podobnie jak ona pragnie udowodnić swojej rodzinie, że jest osobą zdolną i zdeterminowaną. Tyle, że prowadzenie interesów w putinowskiej Rosji to zajęcie bardzo zdradliwe i ryzykowne. 
 
Patrioci, trzypokoleniowa saga to wielowątkowa lektura, która porusza szereg zagadnień. Sana Krasikov prezentuje w nich tło społeczno-polityczne Związku Radzieckiego na tle burzliwych lat 30-tych oraz 40-tych, kiedy to walka o władzę i wpływy w partii komunistycznej doprowadza do czystek, których ofiarą może paść właściwie każdy. Ten niepokój o własny byt i związana z nim niepewność nakreślona zostaje z perspektywy migrantów, a więc ludzi, którzy do Kraju Rad przybyli z własnej woli, i którzy, przynajmniej początkowo, uważają się przede wszystkim za świadków zachodzących wypadków. Szybko jednak następuje brutalne uzmysłowienie sobie, że kiedy potężne mechanizmy Wielkiej Historii zaczynają swoją pracę, niemożliwym jest stanie z boku. Wciągnięcie w tryby gęsto smarowane krwią winnych i niewinnych ofiar to bardzo surowa lekcja na temat tego, jak nieznaczącym i bezsilnym elementem jest jednostka ludzka, która nie ma najmniejszych szans w starciu z ludzką masą, reprezentowaną czy to poprzez partię, więziennych strażników, oprawców z NKWD czy przez współobywateli pałających wrogością katalizowaną przez strach i nieufność.
 
Erozja międzyludzkich kontaktów to kolejna istotna warstwa dzieła. Sana Krasikov stara się naszkicować portret człowieka sowieckiego, który by przetrwać musi zerwać wszelkie więzy uczuciowe oraz oduczyć się zasad logicznego myślenia. Z jednej bowiem strony nie sposób odgadnąć, kto jest, był lub będzie donosicielem, z drugiej zaś próby przewidzenia klimatu politycznego zmieniającego się zaskakującą szybkością przypominają wróżenie z fusów. Zarzuty o: Nieścisłości, nieprawidłowe interpretacje i odchylenia ideologiczne [1] grożą wszystkim bez wyjątku, a litość, współczucie czy miłość to oznaki słabości, którą system potrafi bezwzględnie wykorzystać, szczególnie jeśli uwzględni się oczywistą prawdę, że darmowa siła robocza pochodząca z GUŁagów jest dość krucha i trzeba ją systematycznie zasilać nowymi oddziałami skazańców. Nieczułość i zobojętnienie są tym bardziej wskazane, że niemal w każdej chwili, z trudnych do ustalenia przyczyn oprawcy mogą dołączyć do grona prześladowanych. Jeśli dodać jeszcze do tego wegetację w stanie permanentnej niepewności to oczywistym staje się, że stalinowski ZSRR to kraina tak dalece zdehumanizowana, że najmniejszy ludzki odruch budzi zdumienie, ale i powątpiewanie.
 
Symbolem tego postępującego odczłowieczenia jest komunałka, czyli rodzaj mieszkań zaprojektowanych z myślą o kolektywizacji trybu życiu. Do owego celu, którym de facto było odarcie egzystencji z wszelkich aspektów intymności, dążono poprzez stłoczenie maksymalnej liczby ludzi na minimalnej przestrzeni, i zmuszenie ich do korzystania z jednej wspólnej kuchni oraz łazienki. Krasikov podkreśla, że takie rozwiązanie rodzi głównie (…) bezbrzeżną ignorancję i złośliwość, wszechobecną zawiść i małostkowość [2], co tylko pogłębia paranoiczny lęk przed bliźnim, po którym oczekuje się najgorszych zachowań.
 
Warto jednocześnie nadmienić, że Patrioci nie są książką, w której przybliżono wyłącznie absurdy i potworności ZSRR. Równie mocnej krytyce poddane są Stany Zjednoczone Ameryki Północnej. Ustami swoich bohaterów Sana Krasikov mówi wprost o porzuceniu własnych obywateli, tj. zdesperowanych Amerykanów, którzy w czasach Wielkiego Kryzysu masowo wyjeżdżają do ZSRR w poszukiwaniu lepszych warunków bytowych, nie mając przy tym pojęcia, że Kraj Rad to w istocie państwo totalitarne – autorka przypomina, że wszyscy ci naiwni Amerykanie, przy cichej zgodzie Waszyngtonu stracili swoje paszporty (oddając dokument do wpisania obowiązkowego meldunku), stając się obywatelami, czy raczej więźniami ZSRR, a ich tragiczne losy – nierzadko zakończone śmiercią czy to w więzieniach NKWD czy też w obozach pracy – przez długie lata zostają osnute całunem przemilczenia. Jest to o tyle obłudne, że właściwie do momentu wybuchu Zimnej Wojny, USA prowadzi bardzo ożywione kontakty z ZSRR, wysyłając bądź sprzedając do imperium Stalina surowce, materiały oraz kadry ludzkie niezbędne do szybkiego uprzemysłowienia państwa. 
 
Patriotów można uznać za pomnik poświęcony pamięci ofiar stalinowskiego reżimu. Książka to rozliczenie z mrocznym okresem panowania Iosifa Wissarionowicza Dżugaszwiliego, kiedy to byt pojedynczego człowieka stracił jakąkolwiek wartość (źródła historyczne mówią nawet o 20 milionach ofiar terroru uprawianego na masową skalę). Powieść to także rodzaj ostrzeżenia, bowiem wydarzenia rozgrywające się w putinowskiej Rosji posiadają bardzo wiele punktów stycznych ze stalinowskimi czasami. Mocna proza, która w intrygujący sposób odsłania mniej znane karty historii.


[1] Sana Krasikov, Patrioci, przeł. Dorota Konowrocka-Sawa, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2019, s. 449
[2] Tamże, s. 291

20 komentarzy:

  1. Noo, takie klimaty lubię! Dzięki za przybliżenie tej książki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostrzegam jednak, że Florence Fein to mocno irytująca bohaterka. W ogóle tło i smaczki historyczne wydają mi się ciekawsze niż sama fabuła :)

      Usuń
  2. Właściwie nic dotąd nie wiedziałam na ten temat, czyli o Amerykanach zafascynowanych komunizmem. Absurdy obu systemów - arcyciekawe i wydaje się, że niebanalnie opisane. Mam nadzieję, że styl autorki również przypadł Ci do gustu. Mam tę książkę w planach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest właśnie największa zaleta tej książki - autorka wzięła na warsztat temat, który nie jest powszechnie znany, który został wręcz przemilczany. Warsztatowo nie jest to może majstersztyk, ale literacko jest przyzwoicie. Czekam na Twoje wrażenia :)

      Usuń
    2. No - nie przesadzajmy - temat wpływów ideologii made in ZSRR w USA i Europie Zachodniej to jeden z najważniejszych wątków historii XX wieku. Praktycznie nie można mówić o polityce, gospodarce czy technice tego okresu bez obijania się o ten wątek.

      Usuń
  3. Mnie własnie ZSRR odstrasza w tej książce, tematykę Zimnej Wojny muszę sobie dawkować.;( Kiedyś pewnie w końcu się przemogę i Patriotów przeczytam, bo opowiadania tej autorki wydane kilka lat temu b. mi się spodobały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma co ukrywać, że w książce nie brakuje tematów ciężkich, trudnych. Ogrom cierpień, jaki stał się udziałem obywateli ZSRR jest trudny do ogarnięcia. A za opowiadaniami spróbuję się rozejrzeć. Niedawno na Stradomskiej odkryłem American Bookstore - sporo książek do wyboru i to w b. atrakcyjnych cenach.

      Usuń
  4. Przepraszam z góry, że nieco z tematu zbaczam i na marginesie uwagę umieszczam: wydaje mi się, że zrobiono książce krzywdę okładką. Pastelowe kolory i sam portret sprawiają wrażenie książki niemal radosnej, raczej romans niż "pomnik poświęcony pamięci ofiar stalinowskiego reżim".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie można jednak zaprzeczyć, że to mylne wrażenie bardzo ciekawie współgra z radziecką propagandą, jakiej ulegli ci Amerykanie, którzy postanowili szukać swojego szczęścia w Kraju Rad. Pod tym względem okładka bardzo dobrze oddaje treść książki :)

      Usuń
  5. Zgadzam się z powyższym komentarzem. Dlatego nie powinniśmy się kierować wrażeniami patrząc na okładki... A recenzja piękna. Tematyka książki interesująca. Przyznam się, że od jakiegoś czasu - czytając lekturę, zastanawiam się jaki wyrok na nią wydałby Milan Kundera (który uznaje tylko książki, które wnoszą coś nowego, ukazują jakiś aspekt ludzkiej egzystencji w nowym świetle, przedstawiają inny kawałek historii). Z tego, co napisałeś wnoszę, że mógłby uznać książkę Sany Krasikov za "moralnie uzasadnioną"...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O ile zgadzam się z Twoją i Qbusia refleksją na temat okładki, to mocno bym polemizował z kryterium Kundery. Jak większość cytatów i bon motów patrzy mi to na mądrość pozorną. Z jednej strony nie uwzględnia książek służących tylko rozrywce, odpoczynkowi i odreagowaniu, a to wcale nie jest błahe uzasadnienie ich istnienia, bo i potrzeby, które zaspokajają wcale do nieistotnych nie należą. Z drugiej to co dla jednego znane i oczywiste dla innego będzie nowym i interesującym. Po trzecie mądrej głowie dość po słowie, a zakutemu łbu trzeba do tego łba wbijać, lecz przecież książki powinny docierać do każdego. Można tak jeszcze długo polemizować, więc skończę na tym stwierdzeniem, iż jako jedno z wielu współistniejących kryteriów stwierdzenie Kundery popieram, jako kryterium jedyne i wystarcząjace jest dla mnie infantylne.

      Usuń
    2. A to było takie moje luźne skojarzenie. Wcale nie obstaję przy tym, że kryterium Kundery trzeba brać śmiertelnie poważnie.

      Usuń
    3. No cóż, sam też się czasem zastanawiam nad tym, czy niektóre książki są uprawnione do istnienia. Stąd mój komentarz :)

      Usuń
    4. Hu hu, niezła rozmowa wam wyszła :) Kryterium Kundery jest wg mnie dość ciekawe, chociaż mocno subiektywne, bo przecież wiedza na temat historii, życia czy rzeczywistości ogólnie jest mocno zróżnicowana. Dla mnie "Patrioci" okazali się bardzo interesujący pod kątem ukazania perypetii Amerykanów, którzy skusili się na obietnicą sielankowej egzystencji w ZSRR. Trudno jednak stwierdzić, że autorka w sposób zupełnie nowy i świeży spojrzała na człowieczą naturę. Warsztatowo i literacko jest dość solidnie, ale nie jest to żadna flara, która będzie potężnym blaskiem rozświetlać literacki firmament :) Nie mniej książkę polecam i ciekaw jestem waszych opinii.

      Usuń
  6. Dziś trudno nam uwierzyć, że istnieli ludzie, którzy z własnej woli przeprowadzali się z kraju zachodniego do ZSRR, ale jak uczy historia, tacy ludzie rzeczywiście istnieli. Naiwność ludzka nie ma granic. Zaciekawiła mnie ta książka, ale nieco przeraża mnie jej objętość. Sześćset stron to bardzo dużo. A literki są w miarę duże czy malutkie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno uwierzyć, gdy się myśli, że na Zachodzie zawsze było tak różowo. Ostatnio trafiłem na zdjęcie z amerykańskiej prasy z 1948 gdzie kobieta w ciąży ogłasza chęć sprzedania czwórki dzieci. Oczywiście z powodów ekonomicznych. Myślę, że właśnie krótkowzroczność kapitalistów i ich pazerność sprawiła i nadal sprawia, że różne pokusy ideologiczne (jak komunizm) czy religijne (jak Państwo Islamskie) wydawały i wciąż wydają się atrakcyjne dla wielu.

      Usuń
    2. Koczowniczko, ale w tamtych czasach dostęp do informacji był jednak znacznie bardziej ograniczony niż obecnie. Propagandzie ulegali ludzie zdesperowani, którzy mieli jednocześnie odwagę, by spróbować wszystkiego od nowa. Nie oceniałbym ich jako zupełnych naiwniaków.

      A książka jest napisana sprawnie z warsztatowego punktu widzenia, co znacznie ułatwia lekturę. Wartka akcja, częste zmiany perspektywy w połączeniu z porządnym wydaniem (duże literki, spore marginesy) skutkują tym, że poszczególne strony znikają dość szybko :)

      Usuń
    3. w tamtych czasach dostęp do informacji był jednak znacznie bardziej ograniczony niż obecnie - jesteś o tym naprawdę przekonany? Czy aby ten zalew internetowej "informacji" to nie zalew propagandy właśnie, faków, socjotechniki i totalnej globalnej wojny informacyjnej?

      A co do tego, że byli nie tylko naiwniakami, ale po prostu pionierami, którzy nie trafili, to masz rację. Wielu imigrantów do USA trafiło, i nadal trafia, jeszcze gorzej niż ci co wtedy z USA do ZSRR pojechali. Wspomnieć tylko rzesze Chińczyków harujących i mrących jak muchy przy budowie kolei transamerykańskiej czy dzisiejszych Meksykanów mrących w chłodniach i innych schowkach mających ich przenieść do wymarzonego USA. Po prostu tych, którym się nie udało, nazywamy naiwniakami, biedakami, by oddzielić od takich samych, którym się jednak udało

      Usuń
    4. Andrew, tam gdzie informacja musi być i szum informacyjny ;) Chociaż może faktycznie, statystyczny Kowalski nie będzie marnować czasu, żeby dokopywać się do faktów, polegając na mitach, wyobrażeniach i stereotypach, podlanych garstką internetowych mądrości i fake newsów.

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)