Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.

czwartek, 14 listopada 2019

Prawdziwi detektywi po raz drugi, czyli True Detective 2









W 2018 roku z dużym, bo czteroletnim w stosunku do premiery opóźnieniem, poznałem serial Detektyw (True Detective), który zrobił na mnie potężne wrażenie i stał się jednym z niezapomnianych obrazów, nie tylko w ramach tematyki kryminalnej, ale kina w ogóle. Do sezonu drugiego nie podszedłem od razu, gdyż obawy budziły we mnie słabsze oceny tej edycji i świadomość, że z pierwszą produkcją ta druga nie ma niczego, poza tytułem, wspólnego.


W końcu jednak nadszedł dzień, w którym przyszedł czas na osiem seansów, bo tyle właśnie liczy

Detektyw 2 (True Detective season 2),

który po raz pierwszy został wyemitowany w 2015 roku.




Rzecz cała dzieje się w Kalifornii i jest połączeniem przeplatających się historii oficerów z trzech współpracujących ze sobą wydziałów policji, które tak naprawdę nie do końca mają wspólny cel i najchętniej każdy z nich ugrałby swój kosztem pozostałych, o sprawiedliwości nie wspominając.

Vinci to zabita dechami dziura, w której rządzi mafia biznesowo-urzędnicza ze sporą domieszką policyjnej i odpowiednią dawką tradycyjnej gangsterki. Dziura, ale dziura będąca dla wtajemniczonych prawdziwą kopalnią złota. Dolce vita kończy się, kiedy oficer patrolu California Highway i weteran wojenny Paul Woodrugh (Taylor Kitsch) odkrywa na poboczu autostrady zmasakrowane ciało skorumpowanego kierownika miasta Bena Caspere. W ramach współpracy między służbami do pomocy przy sprawie zostają wezwani detektyw Departamentu Policji Vinci Raymond "Ray" Velcoro (Colin Farrell) i sierżant biura śledczego hrabstwa Ventura Antigone "Ani" Bezzerides (Rachel McAdams).

Każda zbrodnia jest jak kamień rzucony na wodę – powstają kręgi, które rozchodzą się coraz dalej i dalej zaburzając to, co było wcześniej. Czasami są widoczne, czasami nie, czasami nikłe, czasami wręcz olbrzymie. Tym razem są potężne, choć ukryte. Pierwszy odczuwa je gangster Francis "Frank" Semyon (Vince Vaughn), który właśnie jest w trakcie przechodzenia z ciemnej strony mocy na jasną i ma zamiar wraz ze swą żoną Jordan (Kelly Reilly) jednym pociągnięciem wyprać większą część swego majątku poprzez inwestycję w planowany projekt kolejowy nadzorowany niestety właśnie przez Caspere. Po śmierci tego ostatniego pieniądze Semyona znikają, co sprawia iż Frank staje się kolejną siłą drążącą w okolicznościach zabójstwa kierownika miasta.

Co będzie się działo oczywiście nie zdradzę. Przyjemnie skomplikowana fabuła i niemożność przewidzenia tego, co dalej, jest mocną stroną serialu. Będzie i napięcie, i będzie się działo. Nie tylko w sensie ścielącego się gęsto trupa, pościgów i strzelanin, choć i to też widzowi zapewniono, ale przede wszystkim w sensie narastającego poczucia osaczenia głównych postaci, coraz większego naporu nie do końca znanych sił, wręcz przeznaczeń, oraz pęczniejącego niczym nadmuchiwany ponad miarę balon zagrożenia.

Druga seria Detektywa z reguły zbiera gorsze oceny niż pierwsza, choć nadal są to noty bardzo wysokie, mimo upływu lat. Mam wrażenie, iż wiem, z czego to wynika i sam też miałem z tym problem.

True Detective z 2014 był swego rodzaju objawieniem. Nowatorska perspektywa (retrospekcje z kiedyś prowadzonego śledztwa na użytek trwającego obecnie przesłuchania) i niesamowita atmosfera budowana między innymi przez perfekcyjnie dobraną muzykę, krajobrazy oraz specyficzne ujęcia składały się na niepowtarzalną, porażającą, psychodeliczną atmosferę potęgowaną natchnioną grą pary głównych bohaterów, a zwłaszcza jednego z nich. Mimo iż nie były to najbardziej znane twarze kina, efekt był porażający.

Detektyw 2 to coś tak całkiem odmiennego, że aż się zastanawiam, czy połączenie tych dwóch produkcji wspólnym tytułem nie było błędem. Wszak żadnych innych powiązań nie ma. A widz, wiem to po sobie, powiązań tych poszukuje, zamiast pozwolić, by obraz przemówił do niego sam z siebie. Ponieważ zaś jedynka była nowatorska, oryginalna i niepowtarzalna, a niczego z jej specyfiki w dwójce nie odnajdziemy, więc...

Na szczęście z czasem się przestawiłem. Choć na początku chciało mi się rzec – Co za lipa!, to pod koniec już w pełni doceniałem różne aspekty obrazu z 2015.

Urzekł mnie relatywizm tego serialu. Każdego z głównych bohaterów można różnie oceniać zależnie od kąta, pod jakim na niego patrzymy. Każdy odgrywa jednocześnie różne role społeczne i niekoniecznie jego obrazy w każdej z nich są tożsame. Coś, co burzy złudzenia świadomości społecznej do których większość z nas jest tak przywiązana, że broni ich zębami i pazurami. Kochający ojciec będący jednocześnie łajdakiem i mordercą. Troskliwy mąż będący jednocześnie dla innych bezwzględnym gangsterem... Dobro i zło nie tylko przenikające się, przechodzące jedno w drugie, ale wręcz zamieniające się miejscami. Kto jest aniołem, a kto diabłem?

W jedynce widzieliśmy jak pod wpływem czasu i wydarzeń zmieniają się protagoniści, ale zmiany te trwały miesiące i lata. Tym razem presja jest tak potężna, że psychika głównych postaci ewoluuje w czasie dni a nawet godzin. Zwłaszcza Farrel poradził sobie z tym koncertowo, choć i pozostali stanęli na wysokości zadania. Szczególnie podobała mi się kreacja aktorska, którą stworzył Vince Vaughn i jego gra emocjonalna z Kelly Reilly. Mocną stroną obrazu, krańcowo różną od realiów z pierwszego sezonu, jest miejska dżungla, w której pieniądz jest dla wielu, a zwłaszcza dla wielkich drapieżników, jedynym celem i jedynym kryterium wartości. Różnych smaczków, szczegółów i szczególików jest więcej. Pod koniec byłem już z serialu nie tyle nawet zadowolony, co rozżalony, że nie od razu mogłem w nim w pełni utonąć, gdyż rozpraszała mnie pamięć o poprzedniej edycji.

Jak wspomniałem – jedynka jest świetna, niezapomniana, doskonała. I może dlatego nie przewiduję na razie potrzeby powrotu do niej. A z dwójką odwrotnie – gdybym miał nadmiar czasu i brak rzeczy, na które już od dawna sobie ostrzę ząbki – zaraz usiadłbym do niej po raz wtóry, by w pełni się nią rozkoszować. Nią samą dla niej samej, bez prób powiązania z jedynką lub z czymkolwiek innym.


Gdybym bawił się w wielostopniowe albo procentowe oceny pewnie miałbym jakiś problem z umiejscowieniem tej odsłony Detektywów na wybranej skali. Nie bardzo się zresztą czuję kompetentny by rozróżniać między rewelacją, wybitnością a arcydziełem, że o dzieleniu włosa na czworo i skalach procentowych nie wspomnę. Na szczęście z goodreads zapożyczyłem prostą i jednoznaczną skalę, która polega po prostu na dopasowaniu swoich odczuć z odbioru dzieła do jednej z kilku podanych fraz. Tym razem było niesamowicie.


Zdecydowanie i absolutnie polecam


Wasz Andrew

Ps. Dzięki mojej piękniejszej połówce muszę dodać sprostowanie. Jest rzecz, która mi uciekła, a która łączy obie części Detektywów, która równie urzeka w obu sezonach – MUZYKA. Naprawdę rewelacyjna. 





Ocena:


  • nie podobało mi się 
  • było w porządku 
  • podobało mi się 
  • naprawdę mi się podobało
  • było niesamowicie

1 komentarz:

  1. O wreszcie głos zgodny z moim. Zawsze gdy rozmawiam ze znajomymi, przyjaciółmi, rodziną o drugiem sezonie to wszyscy wieszają na nim psy. Ja nie doszukiwałem się żadnych powiązań tylko odebrałem serial jako opowieść, która jest świetnie poprowadzona z ciekawymi bohaterami i okolicznościami wszelakimi.

    OdpowiedzUsuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)