Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.

piątek, 10 maja 2019

Colleen McCullough "Credo trzeciego tysiąclecia" - Zimowy mesjasz

Credo trzeciego tysiąclecia

Colleen McCullough

Tytuł oryginału: A creed for the third millennium
Tłumaczenie: Maciejka Mazan
Wydawnictwo: Amber
Seria: Srebrna Seria
Liczba stron: 320



 


Czas bywa okrutny przede wszystkim dlatego, że płynie i ani myśli się zatrzymać. Jednym z wielu następstw takiego stanu rzeczy jest to, że każdą predykcję można prędzej bądź później zweryfikować – im bliższej przyszłości się ona tyczy, tym oczywiście jest to łatwiejsze. A brutalność czasu polega na tym, że dokonywana weryfikacja na ogół mocno punktuje nasze proroctwa, udowadniając jak ograniczone i krótkowzroczne jest nasze pojmowanie otoczenia i zachodzących w nim wydarzeń. Z tego właśnie względu futurologia to trudny i niewdzięczny kawałek chleba – by przekonać się o tym, jak snute wizje mogą różnić się od zastanej rzeczywistości, wystarczy sięgnąć po jedną z wielu powieści science fiction, napisaną kilkanaście bądź kilkadziesiąt lat temu, z akcją osadzoną w jakże odległym z tamtejszej perspektywy XXI wieku. Przykładem tego typu dzieła jest choćby Credo trzeciego tysiąclecia, książka napisana przez australijską pisarkę Colleen McCullough (1937 – 2015), autorkę głośnych Ptaków ciernistych krzewów.

Zgodnie z tytułem, fabuła utworu Credo trzeciego tysiąclecia rozgrywa się na początku XXI wieku. Stany Zjednoczone, podobnie zresztą jak pozostała część północnej półkuli, nie są wymarzonym miejscem do życia. Postępujące ochłodzenie klimatu sprawia, że bytowanie na wyższych szerokościach geograficznych jest w zasadzie niemożliwe (Może pewnego dnia Waszyngton i stolice stanów znajdą pieniądze, by zrobić coś z miastami leżącymi na północy kraju; teraz mieli o wiele ważniejsze sprawy, niż decydowanie o setkach tysięcy ulic z opustoszałymi domami w tysiącach północnych miast i miasteczek [1]), zaś problemy z przeludnieniem skutkują tym, że dominującym modelem rodziny jest 2 + 1 (przynajmniej do momentu uzyskania Światowej Równowagi Ludzkiej Populacji), z niewielkimi wyjątkami regulowanymi przez Komisję do Spraw Drugiego Dziecka. Jakby tego było mało, w krajach europejskich dominującą doktryną jest komunizm, zaś rola USA jako światowego hegemona zostaje podkopana.

Biorąc pod uwagę wspomniane okoliczności zrozumiałym jest, że społeczeństwo amerykańskie, którego (…) dumę i honor boleśnie zraniono [2] ulega (…) postępującej depresji i uczuciu beznadziejności (…) [3]. Recepty na narastające przygnębienie amerykańskiej ludności poszukuje doktor Judith Carriol, rządowa urzędniczka, szara eminencja Departamentu Środowiska, pomysłodawczyni projektu (nomen omen) Operacja Poszukiwanie. W podobną aktywność, tj. pomoc w zaadaptowaniu się do nowych, nieprzyjaznych i uwłaszczających warunków, zaangażowany jest 32-letni psycholog doktor Joshua Christian – charyzmatyczny naukowiec niezbyt poważany w kręgach innych specjalistów wspólnie z rodziną prowadzi klinikę, która (…) specjalizuje się w leczeniu nerwic tysiąclecia [4]. Kiedy (nie przypadkiem) losy Judith oraz Joshuy krzyżują się, dotychczasowa egzystencja mężczyzny ulega diametralnej i błyskawicznej zmianie.

Książka Colleen McCullough to raczej kiepska trawestacja biblijnych wersetów traktujących o życiu i działalności Jezusa Chrystusa. Odwołania do tej szczególnej postaci są słabo zawoalowane i bystry czytelnik już po kilkunastu stronach zorientuje się na czyjej biografii wzorowane są losy Joshuy Christiana. Wydaje się, że zamiarem pisarki było swoiste przypomnienie osoby Chrystusa z uwzględnieniem jego ludzkiej natury. Przybliżając sylwetkę Joshuy Christiana, silne akcenty położono na kontakty z rodziną (uwagę zwraca dominująca osobowość i wynikające z tego podporządkowanie poszczególnych krewnych) oraz rutynę dnia codziennego (wyróżniającą się wręcz ascetycznym podejściem do wykonywanej pracy, która spycha na dalszy plan myślenie o własnych potrzebach) – to drobiazgowe przedstawienie powszedniego bytu dr Joshuy Christiana pozwala podkreślić ogrom zmian, jakie zachodzą w momencie, gdy bohater podejmuje się wyzwania, które można utożsamiać z Chrystusowym głoszeniem słowa Bożego. Właśnie te fragmenty Creda trzeciego tysiąclecia mogłyby decydować o atrakcyjności lektury, gdyby Colleen McCullough udało się zrealizować całkiem intrygujące pomysły. Niestety autorka poprzestaje na opisie przeobrażeń, jakim ulega rzeczywistość Joshuy Christiana, bardzo pobieżnie i mało przekonująco prezentując metamorfozy, którym podlega psychika protagonisty. Należy przy tym wspomnieć, że dr Joshua to nie jedyna postać, której portret psychologiczny zostaje nakreślony z marnym skutkiem – szablonowość i sztuczność to w zasadzie maniera każdej z osób pojawiających się na kartach książki.

Nie lepiej wypada dystopijna wizja przyszłości, jaką odmalowuje przed nami Colleen McCullough –Australijce nie udaje się oddać grozy mroźnej zimy, która jawi się bardziej jako niedogodność niż niszczycielski i niebezpieczny żywioł. Zawodzi też warstwa futurystyczna, bowiem autorka nie raczy nas niczym oryginalnym – głosopisy, helikoptery poruszające się z ogromnymi prędkościami czy widmo Europy zjednoczonej pod komunistycznym sztandarem nie należą do koncepcji, które uprzyjemniłyby nam czas spędzony na lekturze Creda trzeciego tysiąclecia.

Nielicznym, wypadającym dość ciekawie punktem utworu pozostaje szeroko rozumiany mesjanizm. Australijska artystka dobrze pokazuje jak niewygodną i niebezpieczną jednostką jest w zasadzie każdy prorok – będąc (…) kimś nielogicznym, mistycznym i kierującym się instynktem (…) [5] jest się zagrożeniem dla sformalizowanej instytucji, która opiera się na przewidywalności, pozostając przy tym niechętną choćby najmniejszym reformom. Jednocześnie autorka podkreśla jak ważną rolę w egzystencji człowieka odgrywa duchowość – okazuje się, że nawet najtrudniejsze warunki są możliwe do przetrwania, jeśli naszą codzienność wzbogacimy o transcendentne pierwiastki, dzięki którym łatwiej jest o nastawienie pozwalające zachować nadzieję na lepsze jutro i poczucie sensu naszej ziemskiej bytności. Jednocześnie brak tego typu wartości skutkuje postępującą apatią i biernością.

Reasumując, Credo trzeciego tysiąclecia to średniej wartości książka, po którą sięgnąłem wiedziony przede wszystkim sentymentem – utwór przeczytałem jako nastolatek i wówczas wywarł na mnie całkiem spore wrażenie. Ciekawość jak odbiorę go teraz spłatała mi jednak psikusa – niestety, ale powieść razi nieporadnym stylem oraz słabo zrealizowaną fabułą.


[1] Colleen McCullough, Credo trzeciego tysiąclecia, przeł. Maciejka Mazan, Wydawnictwo Amber, Warszawa 1994, s. 7
[2] Tamże, s. 74
[3] Tamże, s. 61
[4] Tamże, s. 45
[5] Tamże, s. 120
 

2 komentarze:

  1. No tak, trawestując klasyka tylko krowa nie zmienia punktu widzenia. Zauważyłem u siebie, że niektóre lektury odbieram zawsze tak samo, inne z czasem wydają mi się coraz słabsze, a jeszcze inne wręcz przeciwnie. Mam wrażenie, że nawet nastrój czy to, co czytaliśmy poprzednio wpływa na odbiór danego dzieła i jego ocenę. Szkoda, że książka nie oparła się upływowi czasu ani w sensie ogólnym, ani w konkretnie Twoich wrażeniach z lektury. Dobrze wiedzieć, że to słaba pozycja, bo tytuł mógł kusić - wszak wkroczyliśmy już w trzecie tysiąclecie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, czytanie to proces, który podlega całej masie czynników zewnętrznych i równie ciekawe jest obserwowanie jak owe czynniki mogą wpłynąć na nasz odbiór danej lektury.

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)