Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.

piątek, 14 lipca 2017

Géza Ottlik "Szkoła na granicy" - W trybach karności

Szkoła na granicy

Géza Ottlik

Tytuł oryginału: Iskola a határon
Tłumaczenie: Tadeusz Olszański
Wydawnictwo: W.A.B.
Seria: Nowy Kanon
Liczba stron: 480
 
 
 
 
Pajęczyna powiązań spajająca pojedynczą ludzką istotę ze społecznością, w której przyszło jej egzystować jest równie subtelna, co potężna. Człowieczy żywot to ciąg nieustannych relacji, które w mniejszym bądź większym stopniu zostają zadzierzgnięte z otoczeniem. Te interakcje nie zawsze są dobrowolne, nierzadko są one wynikową konieczności i przymusu. W końcu środowiska, w które trafiamy nie muszą być przyjazne, ba, wrogość czy przemoc to rzeczy towarzyszące niejednemu osobnikowi. Cóż jednak czynić, kiedy już znajdziemy się w sidłach nieżyczliwego i nieprzychylnego towarzystwa? Do wyboru pozostają bierność i poddanie się przygniatającej woli większości, co jednak może wiązać się z upokorzeniem. Inną ewentualnością jest walka – opór, brak akceptacji narzucanych reguł, próba przeciwstawienia się utartym schematom. Opcja druga pozwala na zachowanie niezależności, chociaż jest zdecydowanie trudniejsza – boleśnie przekonują się o tym bohaterowie książki Szkoła na granicy, autorstwa węgierskiego prozaika Gézy Ottlika.

Najważniejsza część akcji powieści rozgrywa się w latach 20-tych XX wieku w węgierskiej szkole kadetów, położonej tuż przy granicy z Austrią. Do instytucji, z woli własnej bądź rodziców, kierowani są 10-letni kandydaci. Nowicjusze rzucani są w tryby wojskowych realiów, których znamiennymi cechami są rygor oraz posłuszeństwo, egzekwowane za pomocą żelaznej dyscypliny, brutalności, ordynarności i nieustannych pokrzykiwań. Hierarchiczna struktura, subordynacja oraz bezwzględność nie pozostawiają zbyt wiele miejsca na bunt. Ale trójka młodych elewów – Benedek Bebe Both, Dani Szaravy i Gábor Medve – na swój sposób przeciwstawia się przytłaczającym wpływom placówki.

Szkoła na granicy to klasyczny Bildungsroman, czyli powieść i dojrzewaniu, przy czym pozycja węgierskiego pisarza jest o tyle interesująca, że dorastanie jak i kształtowanie się umysłu oraz moralności protagonistów następuje w warunkach niezwykłych, niecodziennych, wręcz ekstremalnych, które doskonale podsumowuje Medve, konstatując, że: Świat akceptuje tylko hałaśliwą i brutalną grę. Opiera swój sąd na pozorach. Na tym wszystkim, co ma jednoznacznie określony charakter. Trzeba głośno krzyczeć, inaczej nie zwrócą na ciebie uwagi. Z dwóch słów potrafią zrozumieć więcej niż z dwudziestu, ale sto razy trzeba je powtórzyć. Jeszcze lepszy jest jeden silny kopniak. Innym razem to samo można osiągnąć krótkim żartem. We wszystkim należy przesadzać, zgrywać się, udawać: kaleczyć prawdę, to znaczy rzeczywistość, i deformować zdrową duszę człowieka [1]. Szkoła kadetów jest miejscem, gdzie kluczową funkcję spełniają automatyzm, ślepe oddanie się pod jurysdykcję władzy zwierzchniej czy bezrefleksyjne wypełnianie rozkazów wydawanych przez przełożonych bądź starszych kolegów – tępione są wszelkie przejawy indywidualizmu, samodzielności, niezależnego myślenia, wszystkiego, co w jakikolwiek sposób mogłoby kontestować wolę dowództwa. Z tego względu dziecięce natury, które cechują się ciekawością i otwartością, są stanowczo i nieubłagalnie, a przy tym metodycznie tłamszone (Już dawno zrozumiałem, że tu nie można swobodnie się poruszać, śmiać, płakać, okazywać radości lub smutku. Żyliśmy w niesprzyjającej atmosferze, w innej temperaturze uczuć. Przez długi okres wydawało mi się, że żyć można tylko w klimacie serdeczności, a tu byliśmy jak sparaliżowani, pogrążeni w letargu, okiełznani [2]). Dzieci stopniowo przedzierzgające się w młodzież wciskane są w ciasne ramy oczekiwań, które prowadzą do taśmowej produkcji osobników odznaczających się doskonałą jednorodnością oraz utylitarnością, o okrutnych i bezlitosnych usposobieniach, gardzących jakimikolwiek przejawami obcości czy niedopasowania.

Kolejnym aspektem decydującym o atrakcyjności prozy Gézy Ottlika jest styl, w jakim została utrzymana. Dzieło to swoisty konglomerat wyróżniający się heterogonicznością oraz niejednorodnością – na książkę składają się retrospekcja snuta przez Bebe, dorosłego i dojrzałego człowieka, będąca komentarzem do obszernych fragmentów dziennika pisanego przez Medve w momencie pobytu w szkole kadetów. Konsekwencją jest zaburzona chronologia, liczne wtrącenia i dygresje, swobodne przeplatanie się zdarzeń z różnych okresów, ale jednocześnie zabieg ten umożliwia zderzenie perspektyw dziecięcej oraz dorosłej, dzięki czemu spojrzenie na przytaczane i komentowane wydarzenia jest bardzo wielowymiarowe. Przy okazji Ottlikowi znakomicie udało się uchwycić jak skomplikowaną maszynerią jest ludzki umysł, w jak różny sposób odtwarzane jest to, co było i minęło bezpowrotnie, jak subiektywna i wybiórcza potrafi być ludzka pamięć (zaraz na początku utworu Bebe szczerze przyznaje: Na dobrą sprawę każde wypowiedziane przeze mnie słowo będzie niedokładne i fałszywe [3]). Mówiąc o przeszłości, należy podkreślić, że Węgier, podobnie jak wielu innych, wybitnych literatów, także sygnalizuje trudną do zgłębienia naturę czasu: Dziś już łatwo mi jest mówić. Siedzę w wygodnej loży, żongluję dniami, miesiącami, latami, ba, nawet dziesiątkami lat. Traktuję miniony czas niczym podbite imperium, przemierzam je wzdłuż i wszerz, a przecież kiedy ten czas przemijał wraz z nami, trudno było to znieść, tak trudno, iż licznie poszczególnych dni (…) wydawało się udręką [4].

Szkoła na granicy to również książka, której tematem jest człowiecza komunikacja. Pisarz uświadamia nam na jak niewielu płaszczyznach kontaktują się ze sobą ludzie, jak trudno jest o wzajemne zrozumienie. Wyrazem tej niemożności nawiązania realnej więzi jest choćby maniera Bebe, który w trakcie  przytaczania historii bez przerwy usiłuje doprecyzować swoje myśli, dopowiedzieć kontekst danej sytuacji, szczegółowo wyjaśnić wszelkie możliwe znaczenia. Efektem są pełne niuansów i komunikacyjnych warstw słowne budowle, przyjmujące bardzo płynne i niepewne kształty – usiłowania Bebe odnoszą skutek odwrotny od zamierzonego: zamiast rozjaśniać, jedynie zaciemniają obraz, uzmysławiając przy tym, że do pełnego porozumienia potrzebna jest wspólnota doświadczeń, egzystowanie w tej samej bańce czasowej, itd.

Na osobny akapit zasługuje polskie wydanie (a właściwie: wznowienie) powieści na łamach oficyny W.A.B. w ramach serii Nowy Kanon. Pozycja opatrzona została znakomitym posłowiem innego węgierskiego literata, Pétera Esterházy’ego, autora m.in. Niesztuki. Rozważania Esterházy’ego umożliwiają rozpatrywanie dzieła Ottlika jako opisu konfrontacji jednostki z opresyjnym systemem. Dzięki naświetleniu kontekstu historycznego polski czytelnik przekonuje się, że Szkołę na granicy można odczytywać przez pryzmat wydarzeń, jakie w latach 40-tych oraz 50-tych miały miejsce na Węgrzech, których kulminacyjnym punktem było powstanie węgierskie (1956). Dzięki temu płód Ottlika okazuje się pięknym manifestem wolności i niezależności, impulsem do tego, by nie akceptować biernie tego, co złe, niehumanitarne, nieludzkie: Do świata nie należy się dostosowywać, tylko go kształtować! Nie przemeblowywać tego, co w nim już jest, ale ciągle dodawać nowe wartości i wzbogacać je! [5]

Reasumując, Szkoła na granicy to bardzo solidny kawał prozy, z którą obcuje się z ogromną przyjemnością. Gézy Ottlik na oczach czytelnika zarówno buduje jak i wskrzesza (Węgier także był elewem w szkole wojskowej) specyficzny mikroświat, który rządzi się swoimi prawami. To niezwykle plastyczne odwzorowanie reguł i zasad, ważnych osobistości, chwil tryumfu, często zaznawanej goryczy porażek wyznaczających granice szkolnej egzystencji stanowią o niewątpliwej sile dzieła.


[1] Géza Ottlik, Szkoła na granicy, przeł. Tadeusz Olszański, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2014, s. 310
[2] Tamże, s. 363
[3] Tamże, s. 21
[4] Tamże, s. 163
[5] Tamże, s. 474

14 komentarzy:

  1. Właśnie, solidny kawal prozy albo kawał solidnej prozy - takie miałam wrażenie, bo nawet zaczęłam ją czytać, ale niestety nie zdążyłam w terminie. Nic to, wrócę do niej. Węgrzy coraz bardziej mi się podobają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, oba wyrażenia można uznać za stosowne. A jeśli zdecydujesz się na powtórną lekturą (dokończającą), to polecam wydanie z "Nowego Kanonu". Bardzo interesujące posłowie Esterházy’ego.

      Ja nieco intensywniej poznawałem Węgrów w roku ubiegłym - wróciłem do Sándora Márai'ego, poznałem György Spiró oraz wspomnianego Esterházy'ego. W tym roku, jak na razie, mam na rozkładzie tylko Ottlika.

      Usuń
    2. Też miałam dużo przyjemności z Węgrami w ub. roku i nadal kontynuuję tę znajomość.;)
      Bardzo ciekawy jest najnowszy numer pisma Herito poświęcony właśnie naszym bratankom znad Dunaju.;)

      Usuń
  2. Muszę tę książkę w końcu kupić, bo zbieram się do tego i zbieram, a zebrać się nie mogę. Wydaje się wyjątkowo interesująca ze względu na mieszanie stylów oraz bycie retrospekcją i komentarzem do dzienników, ponadto czas i pamięć, jak zawsze fantastyczne tematy, kupiła mnie jednak także komunikacja Bebe, już sobie wyobrażam, jak dobrze będę się bawić czytając takie doprecyzowywanie doprecyzowywania myśli. :) I szczerze powiedziawszy, ze wszystkich książek, które znam spośród tych, które ukazały się w serii Nowy Kanon, ta wydaje się jedną z tych najbardziej interesujących.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o samą konstrukcję utworu, to powieść rzeczywiście prezentuje się niezwykle frapująco. Wspaniała mieszanka stylów, która idealnie pozwala odtworzyć wydarzenia z przeszłości i okrasić je komentarzem człowieka dojrzałego, spoglądającego na fakty z perspektywy czasu.

      A co do całej serii "Nowy Kanon", to mnie ciężko byłoby wskazać najlepszą z dotychczas przeczytanych pozycji (mam ich na rozkładzie 15). Wiem za to, że jak dotąd żadna mnie nie rozczarowała :)

      Usuń
  3. Od motywów po wykonania - całość brzmi bardzo ciekawie. Ja mam zaś skojarzenie, może nieco na wyrost, z "Grą Endera" Orsona Scotta Carda. To klasyczne już w zasadzie SF dzieli ze "Szkołą na granicy" motyw szkoły kadetów oraz komunikacji. Card to proza rozrywkowa mocno, ale wątki ludzkie są u niego ważne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Grę Endera" czytałem b. dawno temu i pamiętam jedynie szkic fabuły. Ale wydaje mi się, że szkoła kadetów odmalowana piórem Ottlika jest znacznie bardziej surowa i bezwzględna.

      Usuń
  4. Brzmi zachęcająco. :) Z książek o pobycie w szkole wojskowej czytałam tylko "Władców dyscypliny" Pata Conroy'a. Dobra, tyle że dużo w niej przemocy. Przemoc jest chyba nieodłącznym elementem takich powieści.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tego, co dowiedziałem się z posłowia, na Węgrzech książka uchodzi za kultową :) A z podobnej tematyki polecam jeszcze "Miasto i psy" Mariano V. Llosy.

      A przemoc to chyba składnik konieczny, jeśli chce się w miarę wiarygodnie odmalować tego typu instytucje. To właśnie za sprawą brutalności, siły i agresji zaprowadzane są dyscyplina i posłuch.

      Usuń
  5. https://www.facebook.com/OttikGeza/posts/10155502606223908

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo lubię serię W.A.B. Nowy Kanon, bo dzięki niej można poznać niezwykle ciekawe książki - jak do tej pory jeszcze się nie zawiodłam. Natomiast jako dziecko czytałam "Chłopców z Placu Broni" i od tego czasu mam słabość do literatury węgierskiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wg mnie "Nowy Kanon" to jedna z lepszych, współczesnych serii i bardzo żałuję, że póki co wydawnictwo nie zdecydowało się na jej kontynuację. Istnieją szanse na jej wznowienie, ale nie wiadomo, kiedy miałoby to nastąpić.

      Usuń
  7. Kurczę, miałem tę książkę w rękach, gdy przeglądałem ofertę jednego z wakacyjnych straganów z książkami, dwa czy trzy lata temu. Cena była atrakcyjna, 10 albo maks 20zł, ale i tak poskąpiłem, choć pokusa była wielka...

    Bardzo spodobał mi się pomysł na poprowadzenie narracji: dwóch uczestników tych samych wydarzeń, które jeden z nich komentował na bieżącą, a drugi po latach komentuje jego komentarz. Super!

    Jeśli chodzi o skojarzenia, to ja mam filmowe: "Full Metal Jacket" Kubricka i szkolenie marines z pierwszej połowy filmu.

    OdpowiedzUsuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)