Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.

poniedziałek, 17 listopada 2014

O stalkerze filozofie




Arkadij i Borys Strugaccy



Аркадий Натанович i Борис Натанович Стругацкие



Piknik na skraju drogi


tytuł oryginału: Пикни́к на обо́чине

tłumaczenie: Irena Lewandowska

wydawnictwo: Iskry 1974

Nagranie Studia Książki Mówionej Polskiego Związku Niewidomych w Warszawie

czyta: Piotr Gasparski


Znaną i uznaną powieść radzieckiego duetu pisarskiego Arkadija i Borysa Strugackich Piknik na skraju drogi czytałem dawno, dawno temu, chyba jeszcze będąc uczniem szkoły podstawowej. Szczerze mówiąc, nic już dziś z tej lektury nie pamiętałem, poza ogólnym wrażeniem, że była to proza najwyższych lotów. Zamierzałem do niej wrócić, by zobaczyć jak ją odbiorę dzisiaj. Ciągle jednak jakoś schodziło... Inne lektury, inne zajęcia... Jakiś czas temu Ambrose opublikował swoją recenzję, więc znów był pretekst, by ponowne spotkanie z Piknikiem odkładać... Cały czas jednak miałem świadomość, iż ponownie muszę poń sięgnąć, gdyż Piknik na skraju drogi to powieść kultowa, klasy Diuny czy innych ponadczasowych dzieł literatury science fiction. O sile jej wpływu na kulturę masową najlepiej świadczy fakt, iż wciąż inspiruje twórców nie tylko literatury, ale również filmu, grafiki i gier komputerowych. Ba – Piknik oddziałuje nawet na rozwój języka – od czasu pierwszego wydania słowo „stalker” uzyskało obok dawnego znaczenia (prześladowca) nowe, równie rozpoznawalne, jako określenie specyficznego rodzaju awanturnika, poszukiwacza i militarysty, szczególnie w powiązaniu z jakąś tajemnicą czy zakazanym obszarem lub obiektami.


Niedawno miałem okazję wysłuchać Pikniku w wersji książki mówionej, czyli jak to się teraz mówi audiobooka. Miałem trochę obaw, gdyż z doświadczenia wiem, iż sposób interpretacji dzieła przez lektora i jego zgodność, lub nie, z gustami odbiorcy, ma kolosalne znaczenie i może zepsuć lub nawet w ogóle uniemożliwić prawidłową percepcję. Na szczęście okazało się, iż wersja, z którą się zetknąłem, choć zdecydowanie wiekowa, była tym, co trafiło w me gusta. Nawet jej uboga forma, brak jakiegokolwiek podkładu muzycznego, okazała się w tym wypadku atutem, pozwalając się skoncentrować tylko na słowie, a specyficzny tembr głosu pana Gasparskiego i niespieszne tempo w jakim czyta okazały się w tym wypadku strzałem w dziesiątkę.

Zarys sytuacji, która stała się założeniem powieści, jest prosty. W kilku miejscach na Ziemi wylądowali Obcy. Pobyli chwilę i odlecieli. Miejsca ich lądowań, pełne fascynujących (nie tylko dla naukowców) artefaktów okazały się strefami, w których na ciekawskich czekają również niezliczone pułapki, najczęściej zabójcze. Tereny, na których pozostały ślady obcych otoczono kordonami sił policyjno-wojskowych, mających za zadanie powstrzymywać przed wchodzeniem do Stref i wynoszeniem z nich cennych pozostałości wizyty przybyszów z kosmosu, które na czarnym rynku osiągały niejednokrotnie astronomiczne ceny. Monopol na legalną eksplorację Stref miał Międzynarodowy Instytut Cywilizacji Pozaziemskich. Akcja powieści rozgrywa się wokół Strefy w Harmont w Kanadzie i oczywiście w samej Strefie również. Jeśli jest popyt na gadżety pochodzące od kosmitów, to musi być i podaż. Protagonistą powieści jest Red Shoehart, doświadczony stalker, który niejedno już w Strefie widział i niejedno z niej wyniósł.

Książkę Strugackich, jak przystało na dzieło w pełnym tego słowa znaczeniu, można rozpatrywać na wielu płaszczyznach. Pierwsza rzuca się w oczy (w tym przypadku uszy) warstwa przygodowa. Każda wyprawa stalkera do Strefy to balansowanie na cienkiej linie, zawsze o krok od śmierci. Druga, najczęściej podnoszona przy omawianiu powieści, to pytania o możliwość nawiązania kontaktu między obcymi cywilizacjami, jeśli do takiego spotkania dojdzie, o możliwość zrozumienia obcej cywilizacji lub chociażby zbadania śladów materialnych przez nią pozostawionych. Te najbardziej rzucające się w oczy aspekty, tym bardziej, że poprowadzone z prawdziwym mistrzostwem, wręcz wirtuozerią, tak angażują czytelnika, iż często przesłaniają, zwłaszcza przy pierwszym spotkaniu z Piknikiem, głębie, które są nie mniej ważnym elementem powieści.

Red Stalker to twardziel filozof. Wbrew pozorom, połączenie wcale nie tak rzadko spotykane w przyrodzie. Poprzez jego postać uwikłaną nie tylko w wyprawy „na drugą stronę”, barowe pijatyki i bijatyki, pobyty w więzieniach i inne atrakcje, ale również w wielką i tragiczną miłość, autorzy wprowadzają do powieści takie odwieczne dylematy filozofii i nauk społecznych, jak problem dobra i zła, sprawiedliwości i szczęścia (zwłaszcza w znaczeniu społecznym), prawa moralnego i ludzkiego, a także wolności i niewolnictwa; nie tego w rozumieniu antycznym, a tego w rozumieniu kapitalistycznym; w zniewoleniu pieniądzem, układami i polityką.

Niezwykle mocny akcent wprowadzono pod sam koniec. Mit o Złotej Kuli, która spełnia, niczym Złota Rybka, każde życzenie. W trakcie lektury zastanówcie się, czy potrafilibyście je sformułować? Wiedząc, że macie je tylko jedno? I że za możliwość jego wypowiedzenia zapłaciliście śmiercią niewinnego człowieka?

Tych przyczynków do rozmyślań jest dużo więcej. Nie będę się już nad nimi rozwodził. Każdy musi je odkryć dla siebie we własnym zakresie.

W trakcie lektury (czy tak można powiedzieć o słuchaniu?) zwrócił moją uwagę pewien drobiazg. Rzecz cała dzieje się w 19.. roku. Z jednej strony pokazuje to, jak ponadczasowe jest dzieło Strugackich. Autorzy nawet nie przewidzieli, że książka będzie wciąż czytana i na nowo odkrywana w XXI wieku. Z drugiej, ukazuje, jak niewiele się zmieniło. Zmieniły się głównie gadżety. Nie zmieniła się nie tylko natura ludzka, realia w kapitalizmie (jak kto woli demokracji), w którym zawsze musi być czarny rynek, bieda i bogactwo, zło i dobro. Tak naprawdę niewiele zmieniła się nawet technika. Szczególnie widać to w mniejszych miejscowościach, gdzie skala nie przesłania jakości. Nie zmieniły się zasadniczo środki komunikacji (dalej podstawa to telefon, komórkowy, ale jednak telefon), transportu (samochody nasycono elektroniką, ale ich przydatność pozostaje niezmieniona) i tysiące innych rzeczy. Najważniejsze są jednak sprawy społeczne, te o szerokim zakresie, oddziałującym na całą ludzkość, i te jednostkowe, które są ważne tylko dla nas. Ustami Reda Shoeharta autorzy wprost artykułują tezę, że nawet gdyby nie było żadnych obcych z kosmosu i żadnego lądowania, ludzie i tak znaleźliby sposób, by robić to, co robią. I byłyby inne Strefy.

Takie i różne inne ciekawe refleksje, wcale nie rodem z s.f., budzi Piknik na skraju drogi. SF jest tylko konwencją, narzędziem, by powiedzieć o tematach, które dotyczyły, dotyczą i będą dotyczyć każdego z nas. Już samo to wystarcza, by docenić tę lekturę, niezależnie od tego, czy fantastykę kochamy, czy odrzucamy. Nie każda jednak powieść, nawet najbardziej wartościowa, jest tą, do której będziemy wracać. A ja już wiem, że do Pikniku jeszcze powrócę. Ten jego klimat... Urzekł mnie nie tylko nastrój zagrożenia i napięcia w czasie pobytów w Strefie. Nie tylko oryginalna, niesamowita atmosfera samego Harmont. Cały czas delektowałem się specyficznym klimatem, którego wyjątkowość polega na tym, że choć trudno go ubrać w słowa, to jest wyraźnie rozpoznawalny i nie mniej charakterystyczny, niż konwencje postapokaliptyczne. Chciałbym jeszcze kiedyś przeczytać coś piknikopodobnego, ale na razie nic takiego jeszcze się nie pojawiło, więc pozostaje mi tylko planować powrót do Harmont, gdzie i Was zapraszam.


Wasz Andrew



13 komentarzy:

  1. Taka różnica w czasie, a nie wiele się zmieniło.... no no no, coś mam na półce autorstwa Strugackich, więc zapewne przeczytam. Fajnie, że możemy myśleć o tym dziele nie tylko pod względem SF. Dlatego tak uwielbiam Lema, bo po "Solaris", czy "Niezwyciężonym" bardziej myślałam o jednostce ludzkiej, psychologicznym aspekcie uwięzienia człowieka itd, itp., niż o jakimś tam kosmosie ;).

    OdpowiedzUsuń
  2. "Diuna" to chyba jednak nie ta sama kategoria co "Piknik" :-), mimo że bardzo mi się podobała :-) "Piknik" odebrałem raczej jako książkę o subiektywności pozycji człowieka w świecie - śmieci pozostawione przez obcych, którzy nawet nie zwrócili uwagi na ludzkość są dla niego skarbami, których istota pozostaje dla niego niezrozumiała.

    A co do jednego, jedynego życzenia to przypomniała mi stara anegdotka - Pan Bóg zapytał Niemca, Amerykanina i Polaka o jedno, jedyne życzenie zastrzegając jednocześnie by wzięli pod uwagę, że ich sąsiad będzie miał to życzenie w dwójnasób spełnione. Niemiec zażyczył sobie najnowszy model, najbardziej wypasionego Mercedesa - sąsiad dostał dwa takie. Amerykanin zażyczył sobie pięknego rancza w Montanie, jego sąsiad dostał jeszcze piękniejsze. Przyszła kolej na Polaka. Ten myśli, myśli wreszcie mówi: Panie Boże wydłub mi oko ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobry dowcip. Można też zamienić oko na jądro:) Mocniejszy przekaz.

      Usuń
  3. Uf..., mogę odetchnąć z ulgą. Kiedy tylko zobaczyłem okładkę książki, którą zdecydowałeś się zrecenzować, to aż wstrzymałem oddech. Byłem ciekaw i trochę się obawiałem, czy lektura wytrzyma upływ czasu i czy nadal będziesz ją uważać za dzieło godne polecenia :)

    Przy okazji polecam Ci recenzję S. Lema, poświęconą tej powieści. Bardzo interesująca lektura. Co ciekawe za największą wadę Lem uważał właśnie ten motyw ze Złotą Kulą. Ale o co dokładnie chodziło, nie będę już zdradzać. Najlepiej przekonać się osobiście :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo ciekawie się zapowiada.
      Zderzenie z Lemem wychodzi tylko na plus.
      Przy pierwszej nadarzającej się okazji postaram się przeczytać.
      A tak przy okazji: w odwiedziny zapraszam na http://monweg.blog.onet.pl/ nie na blogspota.
      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. => Ambrose - Będę musiał zajrzeć w bibliotece. W wersji audio tego nie ma.

      => monweg - Zauważyliśmy i już link w bocznej kolumnie jest na nowy adres. Jak przeczytasz daj znać o Twoich wrażeniach z lektury. Tak przy okazji: czemu przeszłać z blogspota do onetu? Jakiedyś byłem na onecie ale uciekłem przed cenzurą.

      Usuń
  4. Całkiem niedawno również przeczytałem "Piknik..." i także byłem pod wrażeniem jak wiele warstw i skojarzeń może wywołać ta książka. Począwszy od tej pierwszej, wierzchniej, a skończywszy na miejscu człowieka we Wszechświecie (jakkolwiek patetycznie to brzmi).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daje do myślenia ta książka. A i rozrywka przednia.

      Fajnie działa ten Twój blog w Wordpressie.

      Usuń
  5. Książki braci Strugackich zawsze mną "wstrząsają". Uniwersalność poruszanych problemów i ich aktualność. Warto je wszystkie poznać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś przeczytałem wszystko, co było wydane w Polsce. Ale to było wieki temu i mało co pamiętam. Chyba kiedyś będę musiał sobie i inne poprzypominać :)

      Usuń
  6. Poziom prozy Strugackich to mniej więcej ta sama liga, co Lem. Bardzo "Piknik..." mi się podobał. Aktualność i uniwersalność poruszonych przez autorów problemów nawet po tylu latach zadziwia, a elementy sci-fi w ogóle się nie zestarzały.

    http://sfera-dysona.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, mam wrażenie, że Piknik to jedna z nielicznych powieści, które czytałem dwa razy i chętnie poczytam lub posłucham jeszcze raz, albo i więcej, jeśli będą miał czas. I na pewno nie będzie to czas stracony...

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)