Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.

poniedziałek, 7 lipca 2014

Cienie śmierci




George R. R. Martin

Uczta dla wron, część 1: Cienie śmierci

tytuł oryginału: A Feast for Crows. Shadows of Death

tłumaczenie: Michał Jakuszewski

seria/cykl wydawniczy: Pieśń Lodu i Ognia* (ang. A Song of Ice and Firepowieść 4 część 1

wydawnictwo: Zysk i S-ka 2012

liczba stron: 512


Doszczętnie już zniesmaczony i znerwicowany naszą bieżącą rzeczywistością, z przyjemnością powróciłem do twórczości pióra George’a R. R. Martina, wielokrotnie nagradzanego amerykańskiego pisarza specjalizującego się w science fiction. Przyszedł czas na Cienie śmierci, pierwszą z dwóch części czwartej już odsłony cyklu powieściowego Pieśń Lodu i Ognia noszącej tytuł Uczta dla wron.

Nie jest łatwo pisać o wrażeniach z lektury dzieła, którego niepodważalnym atutem jest rozciągnięta na wiele tomów fabuła o niezliczonej ilości wzajemnie ze sobą powiązanych wątków, których znaczenie dynamicznie się zmienia w sposób absolutnie dla czytelnika nieprzewidywalny. Każde słowo dotyczące konstrukcji intrygi może być tym zdradzającym już zbyt wiele. Powiem więc tylko, iż w stworzonym przez Martina świecie w średniowiecznych klimatach, którego centralnym elementem jest kontynent Westeros, wciąż trwa walka o tron. Nie byle jaki tron, ale Tron Żelazny. Jeden, by władać pomniejszymi tronami Siedmiu Królestw składających się na cywilizowaną część kontynentu oddzieloną od reszty świata Murem na północy i morzem z pozostałych stron. Choć mamy już za sobą trzy powieści pełne walk, knowań i zdrad, wciąż nie ma możliwości, by czytelnik odgadł, kto będzie zwycięzcą w tych zmaganiach. I Cienie śmierci też nie przybliżą nas do rozwiązania kluczowej zagadki, choć kolejni pretendenci do korony odpadną z rywalizacji, w ten lub inny sposób zasilając grono aniołków i diabełków.

Autor trzyma poziom i wciąż wprowadza do gry nowe postacie, równie oryginalnie i przekonująco wykreowane, co dotąd. Wszystko, za co polubiłem ten cykl, znajdziemy i w Cieniach śmierci – przekonująca warstwa psychologiczna i socjologiczna, urzekający wizerunek mechanizmów walki o władzę, świetna atmosfera klimatów rodem z rycerskich eposów cudownie ożeniona z naturalizmem docierającym aż do cynizmu i totalnego relatywizmu. Rozbieżność postaw moralnych, charakterów ludzkich i możliwości, zarówno fizycznych, jak i intelektualnych, którymi pisarz obdarzył postacie powieści jest w dziejach literatury wręcz niespotykana. Zwłaszcza w połączeniu z równouprawnieniem ról tych tak różnorodnych bohaterów. Każdy z nich może odnieść sukces, każdy z nich marnie skończyć, jak w życiu. A czytelnik nie ma żadnych szans przewidzieć, na kogo należy postawić. Każdy atut może zostać zaprzepaszczony, a każda wada stać się zaletą.

W każdym dłuższym fragmencie historii, nawet w czasie wojny światowej, mamy okresy bardziej dynamiczne i raczej statyczne. Po ofensywie, czy kontrofensywie, zawsze następuje zastój. Trzeba przegrupować siły, podciągnąć odwody, wzmocnić obronę. Podobnie w polityce a nawet w życiu pojedynczych ludzi. Cienie śmierci w porównaniu do poprzednich powieści sprawiają wrażenie „nudnych” dla niektórych odbiorców, zwłaszcza takich, dla których ważna jest „akcja”. Akcja w rozumieniu ganiania z mieczem czy pistoletem wśród fontann tryskającej krwi. Jednak dla tych, którzy rozumieją, iż nawet na wojnie prawdziwie fascynujące rzeczy toczą się w głowach, często daleko za linią frontu, choć czasami i na pierwszej linii, będzie to książka fascynująca. Równocześnie, dla wielu również więcej wymagająca od odbiorcy. Tym razem tylko nieliczne rozdziały będą rozgrywać się w znanych nam już krainach. Poznamy bliżej rejony Westeros i rody znane wcześniej tylko ze słyszenia, a także sporo całkiem nowych. Trzeba będzie uważać, by się nie pogubić who is who i kto dokąd zmierza. A uważać trzeba, gdyż Martin, niczym prawdziwy los, lubi płatać figle. Czy dobry samarytanin, który w czasie pierwszej wojny światowej uratował rannego kapralinę Hitlera, wyciągając go pod ogniem z ziemi niczyjej, mógł przypuszczać, jak dalej potoczy się historia? I czytelnik Pieśni Lodu i Ognia też nie wie, które ze zdarzeń, z pozoru błahe, okaże się później decydującym dla losów świata, czy też odwrotnie, czy wielkie wydarzenia nie okażą się później kompletnie bez znaczenia. Dla mnie to prawdziwy rarytas – śledzić wszystkie wielopoziomowe zależności, wielowymiarową sieć powiązań wspólnych i sprzecznych interesów. Uwielbiam takie lektury.

W kanonie świetnej rozrywki, w świecie fantasy, tradycyjnie pozbawionym wielkiej polityki i wątków seksualnych, Martin przemycił jego zaprzeczenie. Pokazuje prawdziwą naturę ludzką, tak zróżnicowaną, iż nie ma jednej jej twarzy. W formie symboli i aluzji przywołuje tematy, o których w naszym kraju do dziś większość nie potrafi nie tylko rozmawiać, ale nawet myśleć. W Cieniach śmierci szczególnie spodobał mi się Bóg o Wielu Twarzach i jego Czarny Kielich. Kto przeczyta, będzie wiedział, o co idzie.

Nie będę się rozpisywał, gdyż największym grzechem w przypadku Pieśni Lodu i Ognia byłoby powiedzieć coś, co przyszłemu czytelnikowi zdradzi zbyt wiele i odbierze tajemniczość zagadek oraz rozkosz samodzielnych prób przewidywania powieściowej przyszłości. Powiem więc tylko, iż już nie mogę się doczekać następnej lektury z tego cyklu.


Czy w tej wielkiej beczce miodu znajdzie się łyżka dziegciu? Niestety tak. I to dwie.

Mam wielkie pretensje o to, że w tak grubej książce, tak wielowątkowej, brak spisu treści. Potrzeba cofnięcia się i odszukania któregoś z przeczytanych już fragmentów staje się przekleństwem. To minus pierwszy.


Drugi negatywny aspekt nie jest winą ani autora, ani wydawcy, tylko naszej rzeczywistości. Lektura, teoretycznie tak oderwana od naszych czasów i naszych problemów, zaczyna budzić u mnie skojarzenia z naszymi realiami, co sprawia, iż przestaje być tylko rozrywką. Choćby refleksja, iż choć kiedyś szarzy ludzie mieli nieporównanie gorzej niż teraz, w naszym polskim dniu dzisiejszym, to rządzący zyskali jeszcze więcej. Nie tylko chodzi o to, że przepaść między najbiedniejszymi, którzy i wtedy, i teraz, mieli podobną sytuację, tylko się zwiększyła, gdyż bogaci są dziś dużo bogatsi niż kiedykolwiek. Najgorsze jest to, że kiedyś uczestniczący w walce o tron stawiali wszystko, z własnymi głowami włącznie, i ponosili konsekwencje złych wyborów. Dzisiaj zaś są totalnie bezodpowiedzialni. Niczego nie ryzykują. Czy zrobią dobrze, czy źle, i tak wygrywają. Nawet jeśli przegrają w walce o tron, i tak wygrywają w porównaniu do całej reszty. Te i inne refleksje sprawiają, że choć nie mogę się już doczekać następnych części Pieśni Lodu i Ognia, że choć wiem, iż pewnie jeszcze nie raz do nich powrócę, by się tą prawdziwie przebogatą opowieścią delektować, to zaczynam już tęsknić za czymś równie infantylnym jak Potop. Czymś, co przeniesie mnie w świat równie relaksujący, co nieprawdziwy. Nieprawdziwy nie sztafażem smoków i innych baśniowych gadżetów, a zakłamanym obrazem natury ludzkiej i społeczeństwa oraz moralnością black and white. Zakłamanym, ale o ile bardziej optymistycznym i akceptowalnym, niż naturalizm społeczny Martina.

Póki co, jednak, z utęsknieniem oczekuję nowych wieści z Westeros i wszystkich Was zapraszam do lektury Pieśni Lodu i Ognia, oczywiście od początku i po kolei, gdyż tego cyklu inaczej czytać nie ma sensu


Wasz Andrew


* saga Pieśń Lodu i Ognia* (ang. A Song of Ice and Fire)

  1. A Game of Thrones (1996) - Gra o tron (1998)
  2. A Clash of Kings (1999) - Starcie królów (2000)
  3. A Storm of Swords (2000) - Nawałnica mieczy. Stal i śnieg (2002) + Nawałnica mieczy. Krew i złoto (2002)
  4. A Feast for Crows (2005) - Uczta dla wron. Cienie śmierci (2006) + Uczta dla wron. Sieć spisków (2006)
  5. A Dance with Dragons (2011) - Taniec ze smokami. Część I (2011) + Taniec ze smokami. Część II (2012)
  6. The Winds of Winter
  7. A Dream of Spring
Pieśń Lodu i Ognia. IV Uczta dla wron. Tom 1. Cienie śmierci [George R.R. Martin]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE

6 komentarzy:

  1. "też nie przybliżą nas do rozwiązania kluczowej zagadki" - Czy rzeczywiście jest to kluczowa zagadka? ;) Mnie (i wielu czytelników, jak sądzę) zupełnie nie interesuje, kto w ostatnim tomie zasiądzie na tronie. I czy w ogóle ktoś zasiądzie. Zastanawiam się, czy autor nie przygotowuje gruntu pod rozpad monarchii/podział na mniejsze królestwa czy coś w tym stylu. Wydaje mi się, że autor wyraźnie podkreśla brak jakichkolwiek zwycięzców w tej serii, są tylko w różnym stopniu przegrani (a największym przegranym jest lud, biedni ludzie, niekiedy nawet nieświadomi, że biorą udział w większej grze).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sformułowanie „gra o tron” przewija się w każdym tomie cyklu i napędza postacie o największej władzy. Gra o tron jest osią, na której opiera się intryga. Trudno więc nie uznać wyniku tej gry za kluczową zagadkę. Podział Westeros i upadek Żelaznego Tronu to tylko jedne z możliwych jej rozwiązań.

      Oczywiście, że w dalszej perspektywie ważne wydaje się choćby zagrożenie zza Muru. I na pewno wynik gry o tron wpłynie na przebieg starcia z Innymi, jeśli by miało niego dojść, albo odwrotnie, wynik tej wojny wpłynie na grę o tron. Sęk w tym, że gra o tron nigdy się nie kończy. Przynajmniej w realu.

      Ciekawe, że w literaturze wielu zauważa, iż lud jest tylko mięsem armatnim, pionkami na szachownicy, na której ludzie u władzy rozgrywają swoje brudne gierki. Gdy przychodzi do oceny prawdziwej historii, jest już nieco inaczej, że o bieżącym okresie nie wspomnę. Wtedy za złych robią już tylko przegrani „tyrani”. Nikt przecież nie powie o bohaterach narodowych, że to były pionki. My nawet z przegranych, przegranych ewidentnie i bezsensownie, potrafimy zrobić zwycięzców. Moralnych ;) To dziwne, że narody, które poniosły w nie tak dawnej przeszłości wielkie straty, znów tak chętnie pobrzękują szabelką. Ale może sprawiedliwość dziejowa na tym polega, że głupie masy cyklicznie idą na rzeź właśnie za to, że są głupie? I wciąż od nowa te same hasła na sztandarach, a gdzieś z tyłu ktoś liczy grubą kasę.

      Usuń
  2. Ha, wychodzi na to, że Martin stworzył zbyt dobry cykl, który tylko z pozoru stanowi zwykłą rozrywkę :) Przyznaję, że każda kolejna recenzja coraz bardziej kusi i zachęca, by dać szansę magii płynącej z Westeros. Gdybym nie miał całych ton książek, które zalegają na moich półkach, pewnie b. poważnie rozważyłbym lekturę tej serii :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Też tak mam. Nie wiadomo za co się najpierw zabrać.

      Usuń
  3. Myślę, że niedługo sam autor będzie potrzebował sporych rozmiarów mapy, a nawet GPSa, by się nie zagubić w świecie, który mu się rozrasta... Żarty na bok, dla mnie ten tom również trzymał poziom:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam tylko nadzieję, że na koniec cyklu nie polegnie. Choć z drugiej strony, na razie spadku mocy nie zauważyłem, a zwykle widać już po drugiej - trzeciej powieści, że się na coś takiego zanosi (choćby przesławna Diuna).

      Tak - te mapki, drzewa genealogiczne. Rozmach taki, jakby dotychczasowe powieści były dopiero zawiązaniem akcji. Ciekawe, co będzie dalej.

      Usuń

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)