Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.

środa, 14 stycznia 2009

Miała głos


Miała głos, który wzbudzał zaufanie… Jak zawsze. Jak od pierwszej chwili, gdy ją ujrzał i gdy pierwszy raz się do niego odezwała. Jak zawsze przez te wszystkie lata. Zresztą, jak mogłoby być inaczej? Lubił słuchać jej głosu cokolwiek mówiła. W jej głosie zawsze słyszał srebrne dzwoneczki uśmiechu, jak tego pierwszego dnia, i wiedział, że na innych też to tak działa. Jej uśmiech i jej śmiech też były najpiękniejsze na świecie. Zresztą nie tylko to...
                - Jeszcze jedną kawkę? – zapytała raz jeszcze.
Nie słyszał pierwszego pytania błądząc nad przepaściami własnej rozterki. Nie obraziła się, nie żachnęła. Jak zawsze.
Nie czekając na jego odpowiedź wstała od stołu, na którym w równych szykach, niczym żołnierze w jednej z dawnych bitew, leżały rozłożone dwie talie kart w niemej batalii kanasty. Jak zawsze, od lat, z uwielbieniem przypatrywał się jej, gdy szła do kuchni. Był pewien, że czuje jego wzrok na sobie, choć nigdy się nie oglądała. Dziś znów miała na sobie jeden z jego ulubionych zestawów, jak z przekorą i konsekwencją nazywał kreacje, którymi go uwodziła. Na nogach miała czarne, lakierowane pantofle na wysmukłych, prowokująco wysokich obcasach, które podniecająco stukały o nieskazitelnie gładką powierzchnię podłogi salonu wykonaną z ciemnego, egzotycznego drewna sprowadzonego z jakiegoś dalekiego świata. Piękne, wyraźnie zarysowane łydki długich, kształtnych nóg, opięte były gładkimi, lekko połyskującymi pończochami, których ozdobne, koronkowe gumki obejmujące jej uda ukazywały się co chwila spod krawędzi krótkiej, obcisłej spódniczki w kolorze ciemnej wiśni, która podkreślała kuszący kształt jej bioder i pośladków. Całości dopełniał nałożony na białą bluzkę szykowny żakiet od Sallama z tego samego co spódniczka kompletu. Był mocno dopasowany w talii przez co jeszcze bardziej podkreślał jej nienaganną, wiele obiecującą figurę.
Odwróciła się do niego dopiero włączając ekspres. Przypatrywał się jej, jak przygotowuje jego ulubiony napój i wyciąga z lodówki małe kawałki jego ulubionego ciasta, które sama upiekła. Podziwiał jej dojrzały biust, którego figlarne fragmenty kusiły w głębokim wycięciu żakietu i kusząco rozchylonym rozpięciu bluzki. Delektował się jej piękną twarzą, zmysłowymi ustami i mądrym spojrzeniem błękitnych oczu, gdy zwróciła wzrok w jego stronę.
Do niedawna w takich chwilach myślał tylko o jednym. O tym jak będzie chłonął jej bliskość, pieścił to piękne ciało, podziwiał te boskie nogi zadarte do góry i wyuzdanie rozchylone, jak będzie bawił się jej falującymi z rozkoszy, spragnionymi pieszczot piersiami. Do niedawna...
Patrząc na nią, jak się krząta w kuchni, tak piękna i zmysłowa, myślał o dzisiejszym dniu. Wałęsał się jak nigdy po mieście, wśród zwykłych, szarych ludzi, brzydkich i głupich, ale niepowtarzalnych. Chłonął ich odmienność i napawał się ich słowami, choć nie skierowanymi do niego, ich ruchami i zapachami. Brzydkimi, pospolitymi, ale tak pięknie odmiennymi jeden od drugiego. Odmiennymi nawet od samych siebie, jeśli się je smakowało dwa razy.
Myśli na chwilę znów wyrwały się spod jego kontroli w kierunku jej boskich nóg, bo Joanna podeszła do stołu stukając swoimi ulubionymi szpilami na perwersyjnie wysokich obcasach. Postawiła przed nim talerzyk ze srebrną łyżeczką i kawałeczkiem cudownie pachnącego Apfelkuchen. Obok ciasta, z pewnością i gracją zawodowej kelnerki z ekskluzywnej restauracji, podała mu filiżankę z jego ulubionego serwisu Pirkenhammer Fischer &Mieg wykonanego na zamówienie jakiegoś dawno już nieżyjącego arystokraty, którego nazwisko zaginęło w pomroce dziejów. Poczuł aromat czarnej jak noc, gorącej i mocnej jak piekło Kenia Peaberry. Dawniej zapomniałby o kawie i od razu zaczął ją pieścić zaczynając od jej boskich, nieprzyzwoicie seksownych nóg. Dawniej, ale nie dzisiaj.
Jak zawsze doskonała, wyczuła jego nastrój. Nie dąsała się, że nie ma nią w tej chwili ochoty i postawiwszy przed sobą taką samą porcję ciasta oraz identyczną filiżankę kawy, wzięła do ręki swoje karty. Czekała aż się odezwie, bo była jego kolej w grze, ale on milczał.
Nie patrzył w karty tylko na nią. Wiedział, że to już koniec. Kochał te gesty i to ciało. Kochał nad wszystko te oczy i ten głos. Jednak czuł, że dłużej już nie może.
Wiedział, że powinien coś powiedzieć, że powinien jej wyjaśnić. Była przecież doskonała. Doskonale władała głosem, który utrwalał bez przerwy od momentu, kiedy dowiedzieli się, że Joanna umiera. Poruszała się tak perfekcyjnie, że nigdy, nawet w chwilach miłosnego uniesienia, nie potrafiłby jej odróżnić od tej prawdziwej. W końcu stać go było na to. Była kopią idealną. Kopią.
Wiedział, że dziś ją wyłączy. Na zawsze. I nic jej nie powie. Ona i tak nic by mu nie odpowiedziała. Niczego nowego nie potrafiła i nie mogła powiedzieć. Wszystko, co robiła, już kiedyś zostało zrobione. Wszystko zostało powiedziane...

opowiadanko popełnione w związku z konkursem w serwisie LubimyCzytać.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czytamy wnikliwie każdy komentarz i za wszystkie jesteśmy wdzięczni. Zwłaszcza za te krytyczne. Jeśli chcesz o czymś porozmawiać, zapytać, zwrócić uwagę na błąd, pisz śmiało. Każda wypowiedź, zwłaszcza na temat, jest przez nas mile widziana. Nie odrzucamy komentarzy anonimowych, jeśli tylko nie naruszają prawa. Można zamieszczać linki do swoich blogów i inne, jeśli nie są ewidentnym spamem. KOMENTARZE UKAZUJĄ SIĘ DOPIERO PO ZATWIERDZENIU przez nas :)