Wolna i niezawisła Ukraina jest jedynym prawdziwym gwarantem niepodległości Polski. Jeśli upadnie Ukraina, kwestią czasu będzie upadek Polski.

czwartek, 24 maja 2007

KOMÓRKOWY ZAWRÓT GŁOWY


Co rusz w prasie i innych środkach masowego przekazu pojawiają się wieści o badaniach nad wpływem telefonów komórkowych na nasze zdrowie. Wyniki jednych przekonują nas, że nic nam ze strony tych cudów techniki za zeta nie grozi, a inne nieśmiało i niezdecydowanie ostrzegają, że wcale tak fajnie nie jest. Jak jest naprawdę? Dotąd myślałem, że zdrowy to ten wynalazek nie jest, ale nie ma co demonizować. Dotąd...

Wiedza i Życie publikuje serię artykułów prof. Hanny Męczyńskiej o ciekawych doświadczeniach z fizyki, które można wykonać w domu. Numer kwietniowy, a jakże, był poświęcony jajkom.

Weźmy surowe jajo kurze i połóżmy między dwiema komórkami. Potem nawiążmy między nimi połączenie – wskazana jakaś promocja typu 1 grosz za minutę ;-) Po godzinie możemy chwycić musztardę i zabrać się do konsumpcji – jajko ugotuje się już na twardo.

Jeśli po zjedzeniu jaja nie minie Wam zamiłowanie do komórek to dobrze. Mnie minęło po samej lekturze. Od tego czasu dzwonię tylko kiedy muszę, staram się trzymać komórkę jak najdalej od ciała i całkiem wyłączam ją na noc. Niby mózg nie jajo, ale licho wie :-)

wtorek, 22 maja 2007

HISTORIA I HISTORYCY


Ile jest historii? Na to z pozoru tylko banalne pytanie piękną odpowiedź daje Liz, bohaterka filmu „Ze slumsów na Harvard”: - Tyle, ilu jest ludzi.
         Inna jest historia moja, a inna jest Twoja drogi czytelniku. Inna jest historia Rosjan, a inna Polski, inna Francuzów, a inna Anglików.
         Każdy ma swoją historię, odmienną i niepowtarzalną. Rozbieżności między nimi narastają z różnych powodów. Wiedzą o tym śledczy, którzy przesłuchują świadków. Każdy świadek pamięta dane zdarzenie trochę inaczej. Gdy dwoje ludzi ogląda ten sam film, nigdy nie zapamiętają z niego dokładnie tego samego. Skoro rozbieżności powstają nawet wtedy, gdy nie trzeba niczego interpretować, a tylko sobie przypomnieć, skoro dwoje ludzi nie może dokładnie tak samo zapamiętać filmu, książki czy zdarzenia, to co dopiero, gdy chodzi o pamięć narodów?
         Politycy Pis i rządzącej koalicji wspieranej aktywnie przez Kościół Katolicki, podobnie jak wcześniej „komuna” wspierana przez braci zza Buga, usiłują wmówić nam, że istnieje jedna, prawdziwa wersja historii, i że oczywiście jedynie prawdziwa jest ta, którą oni głoszą. Do rozpaczy doprowadzają mnie aroganccy, przemądrzali historycy, domorośli, jak rządzący nami bliźniacy, czy też ci z tytułami, jak pracownicy IPN-u, którzy bez najmniejszego wahania, bez cienia wątpliwości, objawiają nam prawdę o świecie. Czy są tak głupi, czy tak zakłamani? Czy są zaślepieni czy wyrachowani?
         Druga wojna światowa, choć skończyła się już dawno, pełna jest jeszcze tajemnic i zagadek. Inne spojrzenie na nią mają historycy Rosyjscy, a inne Polscy, inne Anglicy, a inne Amerykanie. W dodatku ich poglądy ciągle się zmieniają w miarę jak ujawniane są nowe dowody, jak odtajniane są nowe dokumenty. Tymczasem, i jest to dla mnie wręcz niesamowite, historycy rządowej koalicji potrafią z całą pewnością orzekać o historii dużo nowszej niż ostatnia wielka wojna. Wyrokują kto był agentem, a kto nie, bez cienia najmniejszej wątpliwości, z nieomylnością godną Chrystusa. Nie mają mózgu czy sumienia? Czy nie słyszeli o fałszywych świadkach, fałszywych dokumentach i prowokacjach?
         W każdym sądzie, nawet najlepszym, w każdym kraju i w każdym ustroju, pomimo wieloinstancyjności i prawa do obrony, zdarzają się pomyłki sądowe. Skazuje się niewinnych ludzi pomimo najszczerszych chęci dotarcia do prawdy. Tymczasem panowie z PiSu i partii satelickich bez najmniejszych wątpliwości oceniają ludzi i historię. Od czasu, gdy dorwali się do władzy (bo trudno to inaczej określić) ani razu się nie pomylili! Bo oni się nigdy nie mylą!
         Najtragiczniejsze w naszej historii jest to, że wciąż nie możemy zmądrzeć i znormalnieć. Przed wojną Piłsudczycy szykanowali tych, którzy ośmielili się krytykować wodza. Po wojnie komuniści odsądzali od czci i wiary wszystkich, którzy nie byli z nimi. Przez chwilę powiało normalnością po Okrągłym Stole. Kradli? Dobrze. Korumpowali? Dobrze. Od tego jest policja, prokuratura, sąd i więzienie. Pokażcie mi kraj bez kradzieży, korupcji i tego wszystkiego, co Kaczyńscy zarzucają III RP. Ale za III RP było w miarę normalnie, w miarę spokojnie. Widocznie za długo. Teraz IV RP robi dokładnie to samo, co komuniści po wojnie. Innymi środkami, ale to samo. Każdy, kto myśli inaczej jest wrogiem. Nie wystarcza już epitetów by poniżać każdego, kto nie jest z nimi. Nie musi być przeciw. Wystarczy, że myśli samodzielnie. Jak można Hołdysowi (21.05.2007, 22:35, Warto rozmawiać - talk show) powiedzieć, że jest głupi (dosłownie, że niczego nie rozumie – słowa Jacka Kurskiego). Można, gdy się ma świadomość, że ma się monopol na prawdę. Głupie są sądy, głupie trybunały, głupi byli prezydenci i profesorowie. Rację mają zawsze tylko PiS i jego kumple.
         PiS twierdzi, że mając za sobą większość może robić co chce. Tylko, że demokracja to nie tylko rządy większości, a poszanowanie dla mniejszości, ich poglądów i zachowań, dla ich widzenia historii. Tego PiS nie rozumie, bo nie chce albo nie może. W kraju, w którym znacząca część społeczeństwa jest obrażana przez władzę, odsądzana od czci i rozumu, nie może być dobrze. Politycy używają języka, który jeszcze kilka lat temu był „na salonach” nie do pomyślenia, a kojarzył się raczej z towarzystwem spod budki z piwem. Ciekawe po co sięgną nasi wodzowie, gdy wyzwiska i afronty tak spowszednieją, że już nie będzie to na nikim robić wrażenia? Ja mam na historię Polski nieco odmienne spojrzenie i tak coś mi się wydaje, że bracia Kaczyńscy i ich rządy za lat wiele raczej nie będą postrzegani jako najpiękniejsze karty naszej historii. Nikt jeszcze nie zbudował sławy na opluwaniu wszystkiego dookoła. Jak na razie jedynym ich sukcesem jest to, że władzę zdobyli i że ją mają. Innych osiągnięć trudno się dopatrzeć. Gdzie te obiecywane reformy, gdzie tanie państwo? O tym się nawet nie mówi. Jest tylko dekomunizacja, deubekizacja i aborcja. Kiedyś mówiono, że Bóg to oceni. Tak długo czekać nie trzeba. Historia to oceni. Ale nie ta pisana przez opłacanych z PiSowskiej kasy historyków. Pisać ją będą ci, którzy przyjdą później i kto inny będzie im płacić. Pisać ją też będą historycy z innych krajów, a tym buzi nie da się łatwo zamknąć. Szkoda tylko, że póki co my tą historię musimy znosić.

Wasz Andrew

niedziela, 20 maja 2007

KUTZ I WIERZEJEWSKI


czyli co artysta miał na myśli

  

    - Pan zachował kindersztubę Hitlerjugend - powiedział w studio TVN24 znany reżyser i senator RP Kazimierz Kutz do posła Ligi Polskich Rodzin Wojciecha Wierzejskiego.
    - Gdybym był młodszy i kręcił film o III Rzeszy to wsadziłbym Pana w mundur Klossa - kontynuował Kutz.
Źródło: onet.pl Wiadomości 19.05.2007

    Nie bardzo rozumiem co pan Kutz chciał tą wypowiedzią wyrazić. Kindersztubę wynosi się z domu, więc nijak się to ma do Hitlerjugend. Czyżby wielki artysta i polityk nie znał znaczenia słów, których używa? Pomijając nawet tą niejasność, to i tak nie rozumiem, o co w tej wypowiedzi miało chodzić. O obrazę, czy też miał to być komplement? Od czasu, kiedy Watykanem rządzi człowiek z HJ, chyba można to potraktować i tak, i tak.
    Kloss dla mnie osobiście, a przypuszczam, że i dla wielu innych, jest postacią zdecydowanie pozytywną, choć wysługiwał się Stalinowi. Jeśli Kutz chciał dowalić Wierzejewskiemu, to mógł coś dosadniejszego wymyślić.
    Od senatora RP i znanego reżysera można chyba oczekiwać jasności wypowiedzi i wspomnianej kindersztuby? Pana Wierzejewskiego nie cierpię, ale tym razem jego oponent chyba tak się zagalopował, że aż sam się pogubił...
    Resumując, wypowiedź Kutza godna jest kuca i nie wiem po co o niej media się rozpisują. Tym bardziej nie rozumiem, o co wrzawa wśród sympatyków LPR. Na mój gust Kutz nie bardzo go obraził, raczej siebie 

sobota, 19 maja 2007

ROMANSE STATYSTYKI Z IDEOLOGIĄ


Połowa Polaków identyfikuje się z Kościołem

       Ponad połowa (55 proc.) Polaków identyfikuje się z Kościołem w wymiarze religijnym, o czym świadczy wybór samookreślenia: "Jestem wierzący i stosuję się do wskazań Kościoła" - wynika z sondażu Centrum Badania Opinii Społecznej (CBOS).
       (..) Jedynie nieliczni respondenci (6 proc.) zaliczają się do niezdecydowanych, obojętnych lub niewierzących.
       Według CBOS, po wyraźnym wzroście przywiązania do Kościoła i jego nauki, jaki zanotowaliśmy w czasie żałoby tuż po śmierci Jana Pawła II oraz rok po tym wydarzeniu, obecnie obserwujemy ponowne umacnianie religijności subiektywnej (wzrost deklaracji "wiary na swój własny sposób" z 32 proc. do 39 proc.).
       W ocenie CBOS, specyficzna dla polskiej religijności zawsze była również więź łącząca Polaków z papieżem Janem Pawłem II, wyrażana zarówno za jego życia, jak i po śmierci.
       W 2006 roku - podobnie jak w latach poprzednich - prawie trzy czwarte badanych (72 proc.) zaliczało się do grupy tych, którzy znają treść nauczania Jana Pawła II, a nieco więcej osób (78 proc.) deklarowało, że w życiu codziennym starają się kierować jego wskazówkami i naukami. (...)
       Źródło: Wiadomości.onet.pl za PAP, PL 15.05.2007

   
    Tutaj właśnie mamy przykład tego, jak służalczą nauką wobec polityki może być statystyka i jak łatwo można wypaczyć jej wyniki przez odpowiedni dobór pytań oraz komentarz do uzyskanych opracowań.
    Po pierwsze osób deklarujących stosowanie nauk JPII w życiu (78%) jest wg CBOSu więcej niż osób, które potwierdzają znajomość tych nauk (72%). Albo badania są nic nie warte, bo wynik trochę głupkowaty, albo polscy katolicy potrafią stosować w życiu nauki, o których nic nie wiedzą. Obie możliwości o tyle ciekawe co przerażające. Pierwsza świadczyłaby  o takich błędach w metodyce CBOSu, że wyniki są śmieszne. Druga świadczyłaby o kompletnej głupocie naszego narodu. Zakładając bowiem drugą możliwość nie mamy de facto tylko 6%, które stosują się do czegoś, czego nie znają, ale znacznie większy odsetek takich geniuszy. By wyliczyć ich ilość należałoby od liczby stosujących w życiu myśli JPII odjąć liczbę tych, którzy znają nauki JPII  ale ich nie stosują i dodać to do wspomnianych 6%. Przerażająca liczba bezmyślnych i  zadufanych w sobie wiernych.
    Po drugie dziwi mnie, że te statystyki nijak się mają do innych danych statystycznych, choćby ilości popełnianych przestępstw, narkomanii, alkoholizmu czy innych patologii. Jakoś nie widać by wpływ JPII, czy też katolicyzmu w ogóle, przekładał się na spadek któregokolwiek z tych negatywnych zjawisk. Co to za wyznawcy, którzy nawet dekalogu nie przestrzegają?
    Wspomnianego wyżej wpływu nie widać ani w liczbach ogólnych, ani w podziałach według wyznania. Skoro wpływ JPII i katolicyzmu ma sprawiać, że ludzie będą lepsi, to wśród ateistów i wszelkiego innego autoramentu innych komunistów demoralizacja powinna być większa. Tak jednak nie jest. Żadne statystyki tego nie potwierdzają. Zresztą kto był w Czechach ten wie, że choć to kraj w porównaniu do naszego prawie ateistyczny, to daleko mu do takiego zdemoralizowania, jakie panuje w naszym.
    JPII nawoływał do miłosierdzia, do przebaczenia win, do odpuszczenia i miłości. Do traktowania w ten sposób nie tylko swoich ale przede wszystkim tych innych, nawet niedoszłych naszych zabójców. Jakoś nie widzę wpływu tych myśli naszego papieża w wypowiedziach naszych wielkich bliźniaków, Giertychów czy Ojców Rydzyków. Wypowiedziach, których jedynym wspólnym mianownikiem jest zemsta, nienawiść i pogarda. Czy wyobrażacie sobie Jana Pawła II odzywającego się do żebraka „- Spieprzaj dziadu!”?
    Te rozważania nie dotyczą tylko JPII i katolicyzmu. Żadna upaństwowiona ideologia nie jest w stanie odmienić trwale serc ludzkich. Nie zdołał tego dokonać ani katolicyzm, ani żadna inna wiara, ani ideologie typu komunistycznego. Każdą ideologię (wiarę) można wykorzystać do sterowania plebsem, a jeśli się do tego nie nadaje (choćby Świadkowie Jehowy), nigdy nie stanie się ideologią popieraną przez władzę. Każda ideologia obiecuje, że poprawi człowieka i jego świat, ale żadnej się to nie udało. Trawestując słowa Karola Marksa – ideologia to opium dla mas.

SZKODLIWA ODMIANA WEGETARIANIZMU


"Świeże psie mięso w cenie - 2 zł za kilogram"

     Nie można dzielić zwierząt na te do kochania i te do jedzenia - apelowali członkowie stowarzyszenia Empatia i organizacji Viva, którzy zainaugurowali Tydzień Wegetarianizmu. Podczas happeningu młodzi ekolodzy w centrum Warszawy oferowali "świeże psie mięso w promocyjnej cenie - 2 zł za kilogram".
      - Dzisiejsza akcja jest po to, żeby ludzie zastanowili się nad tym, dlaczego jedne zwierzęta kochają, a inne zjadają. Jedyne co może to tłumaczyć, to przyzwyczajenie, ale to za mało, by usprawiedliwić rzeź zwierząt - powiedział Cezary Szymanek z Vivy. Dodał, że happening zorganizowano także, by walczyć z mitami na temat wegetarianizmu.
      Happening spotkał się z dużym zainteresowaniem przechodniów. Ludzie zatrzymywali się, by lepiej przyjrzeć się zawartości stoiska, a hasła typu: "mięso z boksera, świeżo zarżnięty jamnik" przyciągały ich uwagę i zachęcały do zapoznania się ze szczegółami "oferty".
     Tydzień Wegetarianizmu potrwa w Warszawie do niedzieli, 20 maja. W ramach akcji zaplanowano m.in. koncerty, wykłady, piknik oraz pokazy gotowania wegetariańskich potraw. W sobotę, 19 maja zainaugurowana zostanie działalność Klubu Wegetariańskich Krwiodawców - oddając krew, wegetarianie będą mieli okazję pokazać, że wbrew stereotypowi ich dieta nie powoduje problemów zdrowotnych.
     - Chcemy wykorzystać naszą popularność, by promować wegetarianizm - uzasadniały swój udział w akcji Natalia i Paulina Przybysz z zespołu Sistars. Przekonywały, ze warto nie jeść mięsa, żeby dłużej żyć, być zdrowszym i spokojniejszym.
     Źródło: wiadomości.onet.pl za PAP, PU 14 maja 2007-05-14

    To dobrze, że autor nie podpisał tego artykułu, bo chluby mu on nie przynosi. Nazwanie ekologami wegetariańskich oszołomów jest trochę niekompetentne. Ekolog, jak sama nazwa mówi, to uczony (a co najmniej naukowiec), który zajmuje się ekologią, czyli nauką badającą wzajemne oddziaływanie organizmów żywych i otaczającego je środowiska. Twórcy opisanego happeningu, przynajmniej sądząc z ich działań, nie mają wiele wspólnego z nauką, ani z troską o poprawę relacji człowiek-przyroda. W dzisiejszych czasach, w przytłaczającej większości przypadków, masowe wymieranie gatunków nie jest spowodowane tym, że ludzie je zjadają, tylko degradacją środowiska.
    Każdy ma prawo zajmować się pierdołami, ale nieładnie przywłaszczać sobie miano, na które się nie zasłużyło. Ci „ekolodzy” od garnków i kuchni sprawiają, że potem ludzie patrzą na prawdziwych ekologów jak na osobliwości z pogranicza wariatkowa i ekscentryzmu, czym wyrządzają poważnej sprawie, jaką jest ochrona środowiska, niepowetowaną szkodę.
    Inna sprawa, to infantylny delikatnie mówiąc poziom umysłowy organizatorów Tygodnia Wegetariańskiego. „Nie można dzielić zwierząt na te do kochania i te do jedzenia...”. Stosując tą logikę nasuwa się pytanie - A rośliny to można? Gdyby tylko o takie śmiesznostki chodziło, to pół biedy. Gorzej, że w swoim zaślepieniu działacze wegetariańscy pokazują swoje zadufanie, nietolerancję i brak wiedzy o świecie. Pokazują jako coś nagannego możliwość zjedzenia psa. W kulturze chińskiej, a jest to najliczniejsza narodowość na świecie, zjedzenie psa nie jest niczym nagannym. W Indiach, a za kilkanaście lat będzie to najludniejszy kraj na świecie, jedzenie różnych „niejadalnych” dla nas zwierząt też jest dobrze widziane. Jak można uważać się za pępek świata i wmawiać innym, że ich zwyczaje kulinarne są naganne? Gdyby ci wegetarianie mieli trochę kultury, to by zauważyli, że co innego promować swoją ulubioną kuchnię, swoje zwyczaje kulinarne, czy w ogóle swój światopogląd, poprzez ich popularyzację i podkreślanie ich zalet, a co innego atakować i piętnować publicznie jako naganne czyjeś zwyczaje czy przekonania i w ten sposób wywyższać swoje.
    Badania naukowe jak na razie nie dały jednoznacznej odpowiedzi, jaka dieta jest optymalna dla homo sapiens. Myślę, że w ogóle takiej nie ma. Na pewno inne wymagania dietetyczne ma człowiek w tropikach, a inne na Syberii, na pewno inaczej musi się odżywiać pracownik umysłowy, a inaczej drwal w puszczy. Tak czy inaczej, twierdzenia promowane w trakcie opisanej imprezy nie mają niczego wspólnego z tolerancją, nauką, uczciwością ani nawet ze zwykłym dobrym smakiem. Są za to przykładem coraz bardziej znanej w świecie „polskiej tolerancji”.
    Piękno jest w różnorodności. W tym, że każdy człowiek jest inny, że w co innego może wierzyć i co innego jeść. Nawoływanie do jakiejkolwiek urawniłowki, zwłaszcza poprzez atakowanie innych, zamiast przez promowanie swoich wartości, kojarzy mi się bardziej z komuną albo religijnym zaślepieniem, niż z demokracją i poszanowaniem odmienności. Powinniśmy się tego wystrzegać, bo przecież wolność to właśnie wielość możliwości i możliwość wyboru pomiędzy nimi. Gdzie jest tylko jedna opcja tam umiera wolność. Szkoda, że nie pamiętają o tym nasi rodacy, którzy deklarują umiłowanie wolności i demokracji.

IPN - PiS


IPN - PiS (Posłuszny i Spolegliwy)
     "Życie Warszawy" postanowiło sprawdzić, czy, podobniejak poseł Arkadiusz Mularczyk, dostanie z IPN oświadczenia lustracyjneosób publicznych w ciągu niecałej doby. Okazało się, że gazeta musi czekać na materiały co najmniej miesiąc.
     Źródło: wiadomości.onet.pl za IAR/PAP, MFi

   Podobne próby poczynili też inni dziennikarze, choćby z RMF FM. Raczej nie dostaną zamówionych teczek wcześniej niż po miesiącu. Trochę to kontrastuje z kilkugodzinnym załatwieniem takiego samego zamówienia złożonego przez PiS ;-)
    Nie jest to w sumie dziwne. Historycy z tytułami bardzo często są ulegli wobec władzy. Wszak nie są zawodem produkcyjnym i skoro władza ich utrzymuje, to nie mogą być zbyt uczciwi, odważni ani prawdomówni, jeśli nie chcą stracić papu. Matematycy, fizycy, czy inżynierowie posługują się tą samą nauką, niezależnie od wyznania, przynależności państwowej, czy innych zobowiązań. Historycy (ci na etatach), to taki ludek, który mówi co im władza każe. Dlatego co innego mówi historyk rosyjski, co innego żydowski czy brytyjski, a jeszcze co innego polski.
    Oczywiście są uczciwi historycy, odważni i niepokorni, ale łatwiej ich spotkać w podstawówce albo liceum, niż wśród profesorów lub doktorów.
    Jeśli ktoś nadal wierzy, że IPN nie chodzi na pasku PiS-u, to jego sprawa. Ja złudzeń nie mam już od dawna i sprawa ekspresowego obsłużenia Mularczyka wcale mnie nie zdziwiła. To co zarzucano "komuchom", czyli wywieranie wpływu na wszystko i wszystkich, PiS jak widać przyswoił i jeszcze rozwinął. PiS uważa, że wzrost poparcia dla niego po różnych, moralnie nagannych jego poczynaniach, rozgrzesza go z jego działań. Nie ma już czegoś takiego jak uczciwość czy moralność, a sumienie i honor zostały zastąpione przez wskaźniki badań poparcia. Zapomina tylko, że komuna póki rządziła, podobnie jak faszyści i wszelcy inni populiści, też miała wysokie poparcie w sondażach. Głupota tłumu jest wielka. Można go wodzić na pasku, a on poprze wszelkie niegodziwości, a nawet ewidentne podłości. Do czasu...

UCZULENIE NA ŚWIĘTEGO


Dlaczego wkurza mnie trąbienie o przemożnym wpływie Jana Pawła II i jego świętości na nasz naród?
    Bo po pierwsze zakłada, że nasz naród składa się tylko z katolików. Świadkowie Jehowy, ateiści i cała masa innych z definicji nie wierzy w świętych, a więc i w świętość JPII. Każdy kto powtarza, że świętość JPII jest faktem dla całego narodu, albo jest głupi, bo nie wie co mówi, albo uważa, że ludzie nie wyznający kultu świętych nie mogą być Polakami. Każdy ma prawo być głupkiem, ale czy osoby wypowiadające się publicznie mają prawo okazywać pogardę ludziom o innym światopoglądzie?
    Druga sprawa jest zdecydowanie poważniejsza. Do znudzenia trąbi się w środkach masowego przekazu, że JPII wywarł nieodparty wpływ moralny na nasz naród? Czyli na kogo? W czym się ten wpływ przejawia? Czy może spadła ilość kradzieży, gwałtów czy zabójstw? Może mniej jest pedofili albo aktów agresji w szkołach? Może desperaci z wieżyczek strażniczych rzadziej strzelają do niewinnych? Nie widać zmniejszenia pijaństwa pod jego wpływem, dziwki nie wstępują do zakonów, a alfonsi nie idą do uczciwej, ciężkiej pracy. Języki, myśli i działania polityków powodują coraz większe obiekcje w społeczeństwie. Młodzi księża wołają o zniesienie celibatu. Lekarze mordują pacjentów. Kierowcy jeżdżą po pijaku, a nawet po trzeźwemu jeżdżą jak po pijaku. Co więc się zmieniło? Czy młodzież jest mniej zdemoralizowana? Czy za komuny wprowadzono ochroniarzy w szkołach i program „Zero tolernacji”? Czy przed pontyfikatem JPII były w szkołach nagminne sceny molestowania, samobójstwa i narkomania? Dziwne, że statystyki nie odzwierciedlają ŻADNEGO wpływu moralnego JPII na polski naród.
    Wpływ JPII widać za to aż nadto w polityce. Zasłaniają się nim politycy, którzy bez wsparcia jego autorytetu uznani by zostali za co najmniej mocno oszołomionych. Nie bez kozery o nieodpartym wpływie moralnym JPII słyszymy głównie w powiązaniu z aborcją, nienarodzonymi dziećmi, teorią ewolucji i innymi podobnymi problemami. Jakoś nie słychać o nim, gdy mowa o zabijaniu bliźniego swego, o kradzieżach, o gwałtach i kłamstwach. Nie widać pokory u polityków, którzy najczęściej przywołują jego imię. Czy JPII powiedziałby do kogoś „Spieprzaj dziadu!”? Niektórzy już widzą początek naszej europejskiej cywilizacji w chrześcijaństwie, zapominając o takich drobiazgach, jak choćby starożytna Grecja. Nie wspomnę już nawet o tym, że Europa nie jest pępkiem świata a chrześcijaństwo nie jest największą religią na świecie.
    Kopernik, największy syn naszej ziemi, do końca życia bał się opublikować swe dzieło, bo obawiał się gniewu nieomylnego bądź co bądź papieża. Papieża, który swą interpretację Pisma przedkładał ponad rozum. Teraz rozumni ludzie, nierzadko gorliwi katolicy, coraz częściej odkładają rozum na półkę, bo kłóci się ze świętymi myślami JPII. Oby JPII nie stał się legitymizacją do działań, które potomni ocenią tak, jak dziś się ocenia wytępienie Indian, stosy inkwizycji czy inne podobne wyczyny naszej cywilizacji dokonywane w imieniu Jezusa. Oby, bo mam coraz większe obawy, że tak właśnie będzie. Jesteśmy na najlepszej drodze do państwa wyznaniowego. Jeszcze czas, by z tej drogi zawrócić, ale czasu jest coraz mniej, bo daleko już nią zaszliśmy. Mamy już religię w szkołach. Jutro oceny z religii będą wliczane do średniej. Już grzebiemy przy prawie i konstytucji pod kątem zgodności z doktryną religijną, nie chrześcijańską, nie katolicką nawet, a PiSowsko-LPRowską. Nawet gdyby ta opcja miała większość w narodzie, co jest mocno dyskusyjne, nawet gdyby tak było, to czy to daje prawo do takich działań? Muzułmańskie państwa wyznaniowe oceniamy negatywnie. a przecież tam prawo jest zgodne z wiarą, przekonaniami i systemem wartości większości ich społeczeństwa. Zastanówmy się póki czas, czy chcemy czegoś takiego u siebie. Czy miejscem do wielbienia Boga jest ława sejmowa, ławka szkolna, czy może raczej kościół, kaplica i własny dom.

VIA BALTICA - podpisz protest


Witam
Nie jestem żadnym przyrodnikiem, ani tym bardziej zielonym oszołomem. Zwykle nie bawię się w żadne łańcuszki, ani akcje pomocy, typu "prześlij tan mail do 10 osób, a Jarek chory na rozdwojenie jaźni dostanie 10 centów', ale teraz chyba czas coś zrobić. Jeśli chcecie w przyszłości żyć w normalnym kraju, gdzie ocalały jeszcze resztki zdrowej przyrody, jeśli nie chcecie pozostawić swym dzieciom, i sobie na starość, kraju pełnego śmieci, zatrutych jezior i wspomnień dawnej piękności, to poświęćcie chwilę czasu i podpiszcie te dwie petycje, a zwłaszcza pierwszą z nich. Nasi decydenci ignoranci, nie patrząc dalej niż czubek własnego nosa, przeszli nie tylko samych siebie, ale pod względem arogancji zapędzili w kozi róg nawet karykatury dawnych carskich urzędników. Nie bacząc na protesty i prawo, kierując się interesem wąskiej grupy osób, chcą zniszczyć największe skarby polskiej przyrody. Skarby tak wielkie, że nie godził się ich niszczyć nawet car ani fuhrer. Jest to ważne tym bardziej dlatego, że jeśli niczego w tej sprawie nie zrobimy, to dewastacja naszego polskiego środowiska ruszy na całego.

http://www.darzbor.v24.pl/vb/index.php

http://puszcza-bialowieska.darz-bor.info/apel

DROGOWCY DEBILE


Dziś wybrałem się na wycieczkę do zamku Homole (na wzgórzu Gomole). Jadąc od strony Dusznik szosą nr 8 na Kudowę (E67) miałem zamiar zaparkować gdzieś na parkingu i pieszo odbić niebieskim szlakiem od szosy wprost na zamek.
    Kiedy minąłem Duszniki i dojechałem do pierwszego parkingu po prawej stronie szosy coś mnie tknęło. Znając geniusz naszych decydentów pomyślałem złośliwie:
    - Pewnie następny parking będzie za daleko, więc zatrzymam się tutaj i nie dam się zrobić w balona.
    Jak pomyślałem tak też zrobiłem. Zajechałem na parking. Nawiasem mówiąc dziwiło mnie, że parking robi się tuż za wyjazdem z Dusznik, ale sądząc po ilości zaparkowanych tam maszyn budowlanych, akurat ta lokalizacja pasowała drogowcom modernizującym trasę, więc potrzeby przyszłych użytkowników nie miały znaczenia. W każdym razie pozostawiłem autko na parkingu, pod okiem ciecia (pracownik ochrony – dobrze, że nie manager do spraw bezpieczeństwa) i poszedłem piechotką.
    Pierwszy zgrzyt, bo nie miałem jak się wydostać z parkingu. Wzdłuż szosy była nowo postawiona barierka i wyłożony betonem rów. Jak iść wzdłuż takiej drogi? Chyba rowem, bo krawędzią asfaltu nie można (barierka uniemożliwia usunięcie się z asfaltu przed pędzącym samochodem. Za rowem też nie można, bo urwisko. Kuriozum – w turystycznym hrabstwie Sudetów, jak brzmi dumna nazwa Kotliny, nie przewiduje się czegoś takiego jak ruch pieszych. Ba – nie przewiduje się w ogóle, że ktoś pieszo będzie chciał wyjść z parkingu!
    Wykorzystując suchą porę poszedłem betonowym dnem rowu wzdłuż szosy aż do pierwszego zjazdu w prawo. Stamtąd idąc prostopadle do szosy doszedłem do czerwonego szlaku i urokliwą ścieżką oraz polnymi drogami poszedłem na zamek „od tyłu”.
    Wycieczka była udana, humor mi się całkiem poprawił, aż do czasu powrotu.
    Z mapy wynikało, że niebieski szlak idąc od zamku przecina prostopadle szosę i idzie dalej do Lewina drogą na południe od szosy. Postanowiłem zejść z Gomoli szlakiem niebieskim i wrócić do auta poboczem drogi.
    Jak doszedłem do asfaltu szlag mnie mało nie trafił. Okazało się, że szlak niebieski nie tylko nie dochodzi do szosy, ale idzie jakiś czas wzdłuż niej. Tylko, że drogowcy tego nie widzą!!!
    W miejscach wejścia szlaku na drogę nie zrobiono nawet przerwy w barierkach! Na szosie nie ma żadnych oznaczeń! Na odcinku, gdzie szlak biegnie drogą, nie ma w ogóle możliwości poruszania się poboczem! Przy krawędzi asfaltu jest metalowa barierka, a za nią zaczyna się od razu wybetonowany rów!!! Tak w regionie, który podobno nastawia się na turystykę, dba się o tych, co ją uprawiają. „Turystyczne hrabstwo Sudetów” – koń by się uśmiał.
    Drogowcy w swoim zaślepieniu postawili barierkę nawet w miejscu, gdzie miał być kolejny zjazd dla ich maszyn budowlanych :-) Nie silili się nawet, by ją rozebrać. Jakaś maszyna chyba ją po prostu rozwaliła, bo leżała obok zjazdu na ziemi.
    Wkurzony na maksa wróciłem do samochodu i jadąc do domu rozmyślałem nad debilnością drogowców. Parkingi stawiają tam, gdzie nie są potrzebne ale nie stawiają tam, gdzie by się przydały (choćby zejścia z trasy na szlaki turystyczne). Przypomniało mi się skrzyżowanie w moim mieście, które pruto trzy razy, bo napierw zapomniano o zjeździe na pobliski parking, potem sobie przypomniano, że do sygnalizacji, którą już postawiono, zapomniano położyć kabli, a potem jeszcze coś kładli, nie wiem nawet co. Każdy zna podobne przypadki z własnego otoczenia.
    Czy drogowcy to naprawdę debile, którzy nie szanują nikogo ani niczego, swojej własnej pracy nie pomijając? Chyba nie, bo ci sami ludzie, kiedy wyjeżdżają do pracy na zachód, potrafią pracować dobrze i z głową. To samo zresztą dotyczy innych budowlańców, a raczej w ogóle wszelkich zawodów z lekarzami włącznie. Żeby było lepiej, w momencie, gdy wracają do kraju znów stają się debilami. Fachowcy, którzy za euro pracowali czysto nie są wstanie niczego zrobić bez robienia szkód i bałaganu dookoła, lekarze, którzy za euro leczyli jak trzeba, zaczynają przepisywać lekarstwa na grypę wmawiając pacjentom, że to przeziębienie, i tak dalej.
    Najprościej prześledzić to na sprawie rzucania śmieci w lasach i w ogóle gdzie popadnie. Dotyczy to i naszych rodaków, i zagranicznych turystów. Gdy są gdzieś na zachodzie, to śmiecą raczej sporadycznie. Po przyjeździe do kraju walą śmieci wszędzie. Na szlaku, na drodze, na parkingu przy kościele, pod posesją sąsiada. Wszędzie.
    Co jest w tym kraju takiego, że ludzie kretynieją, gdy tylko przekroczą jego granice? Co jest takiego, że wyjazd z niego ich leczy, przynajmniej niektórych?
    Podobno jesteśmy narodem wybranym. Jesteśmy krajem, którego królową i opiekunką jest Matka Boska, który przesiąknięty jest duchem Jana Pawła II. Jest mesjaszem narodów, ma wartości, których brak zgniłemu zachodowi. Czy to się wiąże z tamtym?

POLOWANIE NA CZAROWNICE




Co jakiś czas miedia donoszą o kolejnej tragedii z udziałem dużych psów i znów zaczyna się polowanie na czarownice, odsądzanie od czci i wiary wszelkich „ras obronnych” i ich właścicieli. Społeczeństwo już dawno podzieliło się na obrońców dużych psów (najczęściej ludzi, którzy mają lub mieli podobne czworonogi), a takich jest w naszym kraju naprawdę sporo, oraz na tych, którzy wołają, że trzeba zakazać hodowli tych ludożerców a właścicieli kierować na badania psychiatryczne.

Przysłuchując się tej dyskusji prowadzonej w prasie, radio, telewizji i internecie zastanawiam się o co tutaj tak naprawdę chodzi? Nie ma żadnych wątpliwości, że każde ze zdarzeń, w którym pies pogryzie czy zagryzie człowieka to tragedia. Jednak czy to jest wina psa? Przecież każdy wie, że winien jest właściciel czy opiekun. W kraju w którym tysiące ludzi giną w wypadkach drogowych a rannych jest całe mnóstwo, nikt nie proponuje zakazu posiadania prywatnych samochodów, udzielania zezwoleń na zakup samochodu, czy kierowania kandydatów na badania psychiatryczne.

Przy liczbie ofiar wypadków samochodowych sięgającej dziesiątków tys. zabitych rocznie i ponad drugie tyle rannych przypadki zagryzienia przez psy to zdarzenia naprawdę incydentalne. Skąd więc tak gwałtowne dyskusje nad problemem dużych psów i tak ekstremistyczne postawy jej uczestników, a konkretnie przeciwników dużych psów?

Pies to zwierzę o nazwie gatunkowej Canis familiaris czyli pies domowy. Jest to więc, jak sama nazwa wskazuje, przyjaciel człowieka i (w przeciwieństwie do wilka) jego naturalnym środowiskiem jest właśnie otoczenie człowieka: jego obejście lub dom. Kiedy ktoś zadaje publicznie pytanie: „Po co trzymać takie bydlaki w domu?” wystawia sobie świadectwo ignoranta. Po to właśnie ten gatunek i wszystkie jego rasy powstały, a raczej zostały przez człowieka stworzone. Od człowieka też tylko zależy, czy pies, nawet ten największy i najgroźniejszy, będzie zagrożeniem dla innych, czy też wręcz przeciwnie – gwarancją bezpieczeństwa. Pies jest jedynym gatunkiem poza człowiekiem, którego przedstawiciel otrzymał z rąk prezydenta USA Order Kongresu za zasługi w ratowaniu żołnierzy amerykańskich. Nie muszę chyba dodawać, że był to pies jak najbardziej obronny, podobnie jak psy używane dzisiaj przez policję i inne służby. Niezliczone są zasługi psów w obronie ludzi, w ratowaniu ofiar katastrof, w terapii wielu schorzeń. Co sprawia, że nagle o tym zapominamy, i wielu ludzi publicznie krzywdzi te zwierzęta, i domaga się szykanowania ich właścicieli?

Jakiś czas temu widziałem jak matka z dzieckiem, widząc nadchodzącego z przeciwka mężczyznę z rottweilerem, zeszła z chodnika na jezdnię wpychając dziecko wprost pod pędzący samochód. Na szczęście kierowca wykazał się refleksem i miał gdzie odbić, więc do wypadku nie doszło. Nasunęło mi się jednak pytanie: dlaczego część ludzi panicznie boi się dużych psów, a ludzi bojących się samochodów można odszukać chyba tylko wśród pacjentów szpitali psychiatrycznych? Skoro szansa na śmierć czy rany w wypadku drogowym jest tysiąc razy większa niż na bycie zagryzionym przez psa,  to przecież logicznie rzecz biorąc, strach przed samochodami powinien być też tysiąc razy większy.

Na pewno należy uważać przy kontakcie z dużym, nieznanym nam psem, ale myślę, że dużych psów panicznie boją się głównie ludzie, którzy nic o nich nie wiedzą oraz nie zadają sobie trudu, by w życiu zmusić się do myślenia i kierować się zdrowym rozsądkiem. To ta sama grupa ludzi, która na widok zaskrońca czy padalca na leśnej ścieżce woła: Zabijmy w końcu te wszystkie żmije! To ten sam typ ludzi, który na wieść, że tygrys zabił człowieka, montują wyprawę, by wystrzelać wszystkie tygrysy w okolicy. Demokracja to rządy większości ale niestety czasami i rządy głupców. To smutne, że demokratyczne społeczeństwo tak łatwo może być rządzone przez krzykliwych demagogów a z trudem słucha opinii wyważonych i uzasadnionych.

Kolejni ministrowie MSWiA, którzy co rusz zadziwiają nas genialnymi pomysłami, proponują, by wprowadzać zezwolenia, badać właścicieli, itp. Ja się pytam: po co i za czyje pieniądze? Przecież obecne przepisy są wystarczające by karać nierozsądnych właścicieli i zapobiegać podobnym do ostatnich tragediom. Czy jednak ktokolwiek z nas poza nielicznymi szczęśliwcami widział dzielnicowego w swej dzielnicy reagującego na bezpańskie psy? Wnioski o wykroczenie za takie przewinienia można na palcach policzyć. Ministerstwo chyba chce pokryć bezczynność i nieudolność własnego resortu dołączając się do polowania na czarownice. Jest też druga strona medalu: kto za to zapłaci. Przecież to nie minister zapłaci za te zezwolenia i szkolenia, które się proponuje, ale my wszyscy – podatnicy. I ci, co maja psy i ci, co się ich boją. Przypomina mi to sprawę z bronią. W Niemczech nie mogą zrozumieć, dlaczego w Polsce wydaje się zezwolenia na broń z bocznym zapłonem (popularny kbks), która ma mniejszą moc rażenia niż profesjonalna proca. Taki system zezwoleń to przecież etaty dla biurokratów, magazyny i archiwa, fundusze na szkolenia i egzaminy. To wszystko kosztuje, i to sporo. A po co? Gdy ktoś chce zastrzelić sąsiada kupi (legalnie czy też nie) broń palną a nie będzie się bawił w zakup broni z bocznym zapłonem, która do mordowania raczej się nie nadaje, a ma kształt i wymiary podobne do tej „prawdziwej”. A może o to chodzi, by tworzyć jak najwięcej etatów i biurokratycznych procedur, nowe ciepłe posadki, i by dalej nie miał kto łapać bezdomnych psiaków?





Innym powodem tej wielkiej awantury o psy jest być może to, że większość z nas sama w duszy czuje się współodpowiedzialna. Ilu z tych, którzy narzekają na bezpańskie psiaki na podwórku w swym blokowisku, dzwoniło do odpowiednich służb i żądało interwencji? Takie osoby można na palcach policzyć. Ile osób spośród tych, którzy wołają o zakaz posiadania psów, próbowało zebrać się wraz z sąsiadami i poprzez zmianę statutu swej Spółdzielni Mieszkaniowej (lub wspólnoty) zakazać trzymania psiaków w swych blokowiskach? W wielu krajach Europy jest tak, że są osiedla, gdzie psów nie wolno trzymać i tam ich nie ma, a w innych psiakoluby mają większość i tam jest odwrotnie. Kto chce mieszka w osiedlu bez psów, a komu się nie podoba, wynosi się ze swym czworonogiem gdzie indziej. Łatwiej jednak narzekać i wołać, by władza zakazała trzymania psów wszystkim, nawet tym co mają 10 ha ogrodzonej działki, niż zrobić coś samemu.

Myślę, że jeśli wszyscy będą reagować na widok pijanego faceta z rottweilerem, na widok psa wałęsającego się bezpańsko, lub na widok dziecka bez opieki i nękać odpowiednie służby, by robiły to, co do nich należy, to będzie się nam żyć bezpieczniej i może unikniemy podobnych tragedii w przyszłości, czego sobie i Państwu życzę.

POLACY NIE GĘSI


"...Niemcy mają wobec nas "złe sumienie"..."
premier Jarosław Kaczyński w dzisiejszym "Dzienniku"

Ze szkolnych lat zapamiętałem maksymę  mistrza Reja - "Niech narodowie wżdy postronni znają, iż Polacy nie gęsi, iż swój język mają.". Wydawało mi się w moim malutkim rozumku, że każdy, kto się czuje Polakiem i patriotą, powinien dbać o jakość swoich wypowiedzi, szanując język przodków. Podobnie ludzie wykształceni, z tytułami, powinni wyrażać się maksymalnie poprawnie, by ich wypowiedzi były czytelne, zrozumiałe i jednoznaczne, by niechlujstwo ich języka i braki w słownictwie nie spłycały ich pełnych mądrości wypowiedzi.

Premier Kaczyński, który chce uchodzić za patriotę, Superpolaka i człowieka wykształconego, który w dodatku jest jedną z osób reprezentujących cały naród, po raz kolejny dał przykład... no właśnie, czego?

Porównując Kaczyńskiego i Leppera widzimy jak drugi z nich, człowiek z gminu, jeszcze kilka lat temu zwykły cham, żeby użyć staropolskiego określenia, przemienił się oto w człowieka elokwentnego, charyzmatycznego, momentami, przynajmniej z pozoru, wyglądającego na wykształconego, kulturalnego i w świecie obytego. Prawda, że co kilka minut słoma mu z butów wyłazi, ale postęp jest niesamowity. Podobnie było z Wałęsą. Zaczynał jak kmiot, który nie potrafił dłuższego zdania sklecić, a doszedł do rzadkiej u naszych polityków umiejętności gładkiego wypowiadania wyważonych, przynajmniej z pozoru głębokich i celnych myśli. Na tym tle nasz obecny premier wypada dziwnie. Robiąc magisterkę, potem doktorat i habilitację, chyba nie używał podobnych konstrukcji językowych jak ta dzisiejsza - "...Niemcy mają wobec nas "złe sumienie...""

Jaka jest przyczyna takiego stanu rzeczy? Czyżby premier się cofał? To by jeszcze nie było najgorsze. Choroby wieku starczego to przyszłość bogatego społeczeństwa. Mam nadzieję. Najbardziej obawiam się tego, że taki bełkot może być obrazem galimatiasu w głowie albo, co nie daj Boże, spadająca kultura jego języka odzwierciedla prawdziwy, wewnętrzny stosunek premiera do rodaków, patriotyzmu i ojczyzny.

Swoją drogą, skoro doktor habilitowany, premier i zawodowy polityk, szef partii i autorytet ideologiczny znacznej części społeczeństwa, wysławia się w ten sposób, to czego można oczekiwać od szarego człowieka?

BIEDNI NAUCZYCIELE


Kiedyś mi się obiło o uszy powiedzenie: „Dlaczego biedny? – bo głupi, dlaczego głupi? – bo biedny”.
    To tylko z pozoru bezsensowne zdanie ma w sobie głębie, które widać choćby po przyłożeniu go do sytuacji nauczycieli polskich.
    Polska kadra pedagogiczna nie daje sobie rady w szkołach. Mnożą się pomysły rozwiązania problemu. Ochroniarze w szkołach, mundurki, kontrole, lotne patrole (Trójki Giertycha), testy antynarkotykowe, kamery, totalna inwigilacja i terror. Ostatnio nawet uruchomiono ogólnopolski telefon zaufania dla nauczycieli (wiadomości.onet.pl za PAP, PL /14.05.2007), który ma być pomocą dla tych, którzy nie potrafią zapanować nad powierzoną ich opiece młodzieżą. Pomysły coraz głupsze, coraz mniej mające wspólnego z demokracją i zdrowym rozsądkiem, no i oczywiście coraz mniej skuteczne. Giertych i jego podwładni zapominają, że szkoła to nie ma być więzienie, gdzie wszyscy chodzą w takich samych pasiakach.
    Mundurki są spotykane w szkolnictwie wielu demokratycznych krajów, ale prawie zawsze w szkołach prywatnych lub innych, do których wstąpienie jest zaszczytem, nobilitacją, a przynajmniej deklaracją akceptacji obowiązującego regulaminu. W takiej szkole mundurek jest rodzajem umowy – chcesz do nas, to załóż mundurek. Inny wydźwięk ma mundurek w szkole publicznej, obowiązkowej, a więc innymi słowy przymusowej. Tutaj nabiera on więziennego wydźwięku, zwłaszcza w połączeniu z innymi pomysłami obecnej ekipy. Zapominają oni, że tłamszenie indywidualności powoduje odczłowieczenie, że celem szkoły powinno być wydobycie indywidualnych zdolności i ich rozwinięcie, a nie ich zduszenie w zarodku. No chyba, że Giertychowi chodzi o przerobienie szkół na wzór szkolnictwa średniowiecznego. „Nie myśl, nie pytaj, tylko chwal Pana i bądź posłuszny”. Totalna urawniłowka ubiorów i umysłów. Jeśli to jest celem, to obecne działania „poprawiania” szkolnictwa są zrozumiałe.
    Żadna z proponowanych metod  nie przyniesie pozytywnych rezultatów. Dlaczego? Bo głupi nauczyciel nigdy nie będzie miał autorytetu u młodzieży. Szkoda, że nikt nie ma odwagi by powiedzieć, że podstawowym problemem polskiego nauczycielstwa jest niekompetencja. Nauczyciele nie mają ani umiejętności pedagogicznych, ani merytorycznych. Wyjątki, które odstają od tego wzorca, cieszą się uznaniem młodzieży i nie mają problemów aż takich problemów jak ich niedorobieni koledzy.
    W wojsku oficera czy podoficera, który nie może sobie dać rady z podwładnymi, odsuwa się od służby liniowej albo w ogóle wywala z armii, bo po co ktoś, kto nie potrafi wykonywać swojej pracy. W szkolnictwie rozczulają się nad nieudacznikiem. Organizują mu pomoc, telefony zaufania, ochroniarzy do pomocy, itd. Dlaczego? Bo jakby wywalili nieuków i sieroty, to by nie miał kto pracować.
    Od lat zawód nauczyciela jest coraz mniej atrakcyjny finansowo (i nie tylko). Coraz gorsi ludzie idą do tej roboty. Kiedy patrzy się na ich świadectwa ze szkół podstawowych i średnich, to widać często mierne oceny. No i mamy nauczycieli informatyki, którzy szukają wirusa w systemie, gdy im dzieci monitory z sieci powyłączają. Mamy pedagogów, którzy nie potrafią przeprowadzić lekcji, gdy im uczniowie konspekty pochowają. Tylko wszyscy z wyjątkiem dzieci udają, że tego nie widzą.
    Gdy ja chodziłem do szkół również zdarzali się nauczyciele z przypadku. Niedouczeni, tępi, spolegliwi wobec władzy i gotowi zrobić każde świństwo i każdą głupotę pochwalić, byle zasłużyć na premię. Byli też jednak i tacy, na których lekcje szło się z przyjemnością, choć u nich właśnie o dobrą ocenę było najtrudniej. Na lekcjach jednych nauczycieli dochodziło do podobnych scen jak teraz, łącznie z totalnym olewaniem nauczyciela. Te same klasy, które jednych nauczycieli doprowadzały do szału i rozpaczy, u innych siedziały jak trusie, a raczej jak dojrzała, żądna wiedzy młodzież. Tylko, że za moich czasów tych lepszych pedagogów było więcej i młodzież nie zdążyła się rozhulać. Po lekcji z nieudacznikiem przypadała lekcja z prawdziwym pedagogiem i następowało wyhamowanie. Jednak warunkiem takiego działania systemu jest przewaga fachowców nad miernotami, a tego warunku obecne szkolnictwo niestety nie spełnia. W szkole, gdzie większość nauczycieli nie jest żadnym autorytetem, uczniowie z lekcji na lekcję są coraz bardziej rozbawieni, znudzeni i krnąbrni, aż do momentu, gdy nic nie jest w stanie tego opanować.
    Prawdziwy nauczyciel to bardzo specyficzne powołanie, bo musi łączyć w sobie wiele różnych predyspozycji. Wiedzę musi łączyć ze zdolnością do jej przekazania, co wcale nie jest takie częste. Nierzadko świetnie widać to u uniwersyteckie kadry profesorskiej, która ma wiedzę równie wielką jak problemy z jej przekazaniem. Nauczyciel, zwłaszcza w szkole podstawowej (i gimnazjum), a więc powszechnej i przymusowej, musi być także ekspertem w sprawowaniu kontroli nad tłumem. Musi umieć zapanować nad klasą, w której mogą się zdarzyć osoby w ogóle nie zainteresowane nauką. Do tego nie wystarczy wiedza o nauczanym przedmiocie ani teoria pedagogiki. Trzeba mieć do tego dryg, którego nie zastąpią żadne szkolenia z teorii. Brak któregokolwiek z tych podstawowych wyznaczników powoduje zawodową nieprzydatność nauczyciela. Brak wiedzy sprawi, że dzieci go wyśmieją. Brak zdolności dydaktycznych, że go nie zrozumieją a brak zdolności przywódczych, że go nie usłuchają. Tylko, że takich ludzi z powołaniem i odpowiednimi zdolnościami jest coraz mniej, bo co ma ich do szkolnictwa przyciągać?
    Choć spotkałem w czasie swej edukacji wielu tępych i niedorobionych nauczycieli (dzięki Bogu głównie z „niepoważnych” przedmiotów), to miałem wielkie szczęście i od drugiej połowy podstawówki po koniec liceum trafiałem na wspaniałych pedagogów, zarówno z przedmiotów ścisłych jak i humanistycznych. Gdy obserwuję własne dzieci, dzieci znajomych i wypowiedzi innej młodzieży, to im współczuję. Dzisiejszy nauczyciel zwykle nie dorasta do pięt tym z moich lat szkolnych.
    Może miałem wyjątkowe szczęście. Może w innych szkołach nie było kiedyś tak dobrze. Nie zmienia to jednak faktu, że dopóki praca w szkole nie stanie się bardziej atrakcyjna, póty poziom kadry nauczycielskiej się nie podniesie. Bez tego nie pomogą żadne mundurki, kamery ani regulaminy. Nawet zakucie uczniów w kajdanki.
    Osobnym aspektem jest odwaga cywilna i odpowiedzialność za prawdę. Prawdy o Katyniu i wielu innych aspektach historii dowiedziałem się już w podstawówce, za „komuny”, od komunistycznych nauczycieli. Teraz rzadko spotyka się nauczycieli, którzy mają odwagę wyrazić na lekcji swoje zdanie jeśli jest ono sprzeczne z teoriami lansowanymi przez władzę. Inna sprawa, że wtedy władza była z Moskwy a teraz z Watykanu.
    Osobną sprawą jest to, że „za komuny” szkoła miała ułatwione zadanie, bo więcej uczyła a mniej wychowywała. Generalnie rzecz biorąc rodzina lepiej spełniała swe społeczne funkcje w aspekcie wychowania młodego pokolenia przez co szkoła miała łatwiejsze zadanie niż teraz. Upadek podstawowej funkcji rodziny, jaką jest wychowanie dzieci, to w kraju katolickim, rządzonym przez katoprawicę, bardzo ciekawy objaw. To jednak temat z całkiem innej beczki...

SUMIENIE PiSu



Premier rozważa przywrócenie kary śmierci

Źródło:wiadomości.onet.pl za PAP, PU 17.05.2007

Za surowymikarami dla przestępców opowiedział się premier Jarosław Kaczyński, podczasspotkania przedwyborczego z mieszkańcami Łomży, zorganizowanego w związku zniedzielnymi wyborami do sejmiku woj. podlaskiego.

- Mimo obecności na tej sali ekscelencji biskupów, muszę powiedzieć, że należy rozważyć przywrócenie kary śmierci - powiedział premier. (...)

I oto mamy słowa godne bojownika o ochronę życia w każdej postaci. Słowa godne człowieka natchnionego naukami Jana Pawła II, który wybaczył własnemu niedoszłemu zabójcy i uczył, że miłość i miłosierdzie, a nie nienawiść i zemsta, odróżniają dobrego katolika od zezwierzęconego ateisty. Słowa godne człowieka pouczającego innych, co to znaczy być katolikiem, wyznawcą Jana Pawła II i patriotą.

Premier,nawiązując do niedzielnych wyborów samorządowych i referendum w sprawie obwodnicy Augustowa, powiedział, że ważne jest by wziąć udział w wyborach,głosować za budową obwodnicy i wybrać kandydatów z listy PiS. (...)

Szkoda, że premier jest gotów przehandlować nie tylko swą wiarę, nauki Chrystusa i idee Jana PawłaII, ale nawet Rospudę za głosy dla PiS. Wiarę każdy ma w sobie, zresztą wyznań jest w świecie wiele, można nawet powiedzieć, że wciąż ich przybywa. Wiarę raz sprzedaną zawsze można odzyskać, można też zamienić na inną, pewnie dlatego jest taka tania. Politycy zawsze frumarczyli wiarą, nie tylko katolicką. Może po to zresztą te wszystkie religie zostały wymyślone. Rospuda jest tylko jedna.Nie da się do niej wrócić, gdy się ją raz zniszczy. Ze sprzedaniem jej zadoraźne korzyści polityczne nie można się pogodzić.

Wprowadzamy wżycie zasady równości, równości wobec prawa i równości społecznej. (...)
- Czas równychi równiejszych w Polsce się skończył - powiedział premier.

To widać zwłaszczapo sposobie traktowania petentów przez IPN. Poseł z PiSu załatwia sprawę odręki, a inni czekają miesiącami. Ostatnie zdanie powinno brzmieć „Czas równych w Polsce się skończył" i wtedy żaden komentarz nie byłby już potrzebny.


Wasz Andrew

WYMAZYWANIE HISTORII



Wiemy dokładnie wszyscy, że w Polsce katolicy stanowią 97% społeczeństwa, a pozostałe 3% to też katolicy, tylko jeszcze o tym nie wiedzą. Ja osobiście bym z tym dyskutował,ale załóżmy, że faktycznie tak jest.

Polskie oszołomstwo nie zna granic i nie ma odpowiednika w świecie. Nawet talibowie,którzy niszczyli w Afganistanie zabytkowe posągi Buddy, nie dorastają nam dopięt. Dlaczego? Talibowie niszczyli rzeczy programowo im obce. Robili tozgodnie ze swym sumieniem, swą wiarą i swą misją polityczną. Dla mnie jest toniewybaczalne, ale to co się u nas dzieje przebija nawet ich. Może niegwałtownością, ale wytrwałością, głupotą i konsekwencją.

W latach osławionej komuny niszczono wszystko, co nie było zgodne z „linią partii”. Tak przynajmniej się teraz twierdzi. Tylko kto tak naprawdę to robił? Przecież wnaszym kraju jest 97% katolików. Można więc z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że to głównie katolicy niszczyli kościoły, sławili komunizm, jako członkowie UB i SB donosili na siebie nawzajem innym katolikom, itd. To katolicka młodzież, działając w ramach zbrodniczej organizacji ZHP niszczyła materialne świadectwa naszej historii. Nie boję się nazywać jej zbrodniczą, bo choć nikogo nie mordowali, to im w dużej mierze zawdzięczamy tragiczny los niezliczonych drobnych pamiątek, które wylądowały w piecach hutniczych. W ramach akcji zbierania złomu szabrowano po strychach i piwnicach, po komórkach i po stodołach, i wieziono na złom co popadnie. Bez żadnych wyrzutów sumienia oddawano do pieca stare wagi, moździerze, dzwonki, żelazka i tysiące innych przedmiotów, które dziś mogłyby radować oko kolekcjonera i poprzez pokazanie historycznej ciągłości dnia powszedniego uczyć prawdziwego patriotyzmu,wyrastającego z ciągłości, z trwania od dziada i pradziada, a nie z wymachiwania szabelką i z ciągłych klęsk. Działania z okresu komuny, prowadzone przez Polaków będących w 97 % katolikami, doprowadziły do tego, że jesteśmy jednym z najuboższych krajów w niektórych dziedzinach zabytków. Nawet Sowieci nie posłali na złom wszystkich starych czołgów. Zostawili sobie „małe co nieco”a Kubinka to jedno z kilku najlepszych muzeów broni pancernej. U nas nie przeżył okresu komuny chyba żaden znany ówczesnym okaz polskiej przedwojennej ani hitlerowskiej broni pancernej. Po upadku PRL na złom masowo zaczęły trafiać militarne pamiątki minionej epoki i już teraz większą kolekcję sowieckichczołgów można spotkać w Anglii czy w USA niż w Polsce.

Kiedy padła komuna, przez krótką chwilę nastała nadzieja na normalność. Niestety okazało się, że czas niszczenia trwa nadal, że III RP nie będzie w tym odmienna od PRL-u. Choćby akcja zmiany nazw ulic za panowania AWS-u. Pamiętam jak wmieście, w którym wówczas mieszkałem, nie podam nazwy, bo chluby mu to nie przynosi, jeden z radnych wyszedł z inicjatywą, by w ramach masowej zmianypatronów, ulicę Józefa Bema przemianować na inną, bardziej godną. Zapytany o powody tak olśniewającego pomysłu wyłuszczył, że to się jakoś tak za bardzo ze Stanem Wojennym kojarzy.

Rządy III RP to dalszy ciąg działań katolickiego społeczeństwa, które teraz, pod nowym przewodnictwem, po staremu robiło swoje. Po cmentarzach i pomnikach niemieckich, które zniszczono za PRL-u, teraz zabrano się za pozostałości po Armii Czerwonej. Szkoda opisywać, bo każdy wie.

A okres Kwaśniewskiego? Kto mu dał władzę jak nie katolicy? Takiego poparcia jak on nie miał nawet Wałęsa, a obecny prezydent to nawet pomarzyć o tym nie może. Dlaczego katolickie społeczeństwo bardziej lubiło, to ważne – nie tylko popierało, ale i lubiło bardziej Kwaśniewskiego niż Wałęsę, o Kaczyńskich nie wspominając?

Obecnie nastała najjaśniejsza IV RP. I co? I nic. Wszystko po staremu. Nasze w 97% katolickie społeczeństwo zakasało rękawy i znów zabiera się do niszczenia. Prezydent,wsłuchany w głos narodu i przepełniony patriotyzmem, zamierza zgodnie z narodową tradycją, w drodze ustawy usankcjonować wymazanie wszelkich śladów poprzedniego rozdziału. Niby ma się zabrać ze deubekizację i dekomunizację, ale ponieważ III RP w dużej mierze budowali, jak się okazuje, agenci i konfidenci,więc pewnie i jej się oberwie.

Jestem antykomunistą. Jestem antyfaszystą. Jestem patriotą. To dlaczego nie jestem szczęśliwy w tym kraju? Ano dlatego, że ile razy wyjadę za granicę, to widzę normalność, a jak wracam, to widzę oszołomstwo, nienawiść i głupotę. WCzechach, kraju prawie ateistycznym, do dziś można zobaczyć w centrach miast pomniki ku czci poległych Czerwonoarmiejców. Zrozumiałe. Walczyli za wolność naszą i waszą. Polegli, więc nie można im czci odmawiać. W chrześcijańskich w większości Niemczech można, nierzadko w jednym i tym samym mieście, zobaczyć cmentarz żydowski, który przetrwał nawet Hitlera, cmentarz żołnierzy Wehrmachtu i cmentarz oraz pomnik Armii Radzieckiej. U nas, w kraju zamieszkałym przez 97%katolików, w kraju przepełnionym duchem tolerancji i będącym pod nieodpartym wpływem moralnym Jana Pawła II, cmentarze niemieckie już dawno zaorano a na żydowskich maluje się swastyki. Radzieckie rozbiera się systematycznie iskutecznie niszczy a teraz jeszcze dostaniemy ustawę pozwalającą usunąć wszystko co poradzieckie. Ba – widziałem nawet w Polsce ołtarz zbudowany z potrzaskanych niemieckich płyt nagrobnych, z których nawet nie usunięto napisów! Parafianie nie widzą w tym niczego złego! Jakby tego było mało,będziemy zwalczać nawet Brzechwę i Tuwima. Nie tylko piętnować ich życiorysy,ale opluwać ich dzieła. Brawo. Przecież w ten sposób zacieramy nasze własne,narodowe i katolickie ślady. Może to ślady katolików, którzy trochę pobłądzili,ale czy jest jakieś usprawiedliwienie dla takiej nienawiści? A gdzie miłosierdzie, gdzie wybaczenie? To może jeszcze wyklniemy Kopernika, bo nie usłuchał papieża? Był tak samo krnąbrny jak reszta. Polski naród sprawia wrażenie tak ciemnego, iż nie zauważa, że politycy cały czas kręcą ideologią, by nie zabrać się za rzeczy istotne. Burzą stare, bo tak naprawdę nie mają pomysłu na to, co trzeba zrobić. Z kraju uciekają już nie tylko elity, nie tylko roboleszukający dobrego zarobku, ale nawet firmy. Kto tu zostanie? Czy tylko nieroby,nawiedzone oszołomy i księża? Mamy wielu świetnych sportowców, ale oni pokazują tylko, że mamy tak jak każdy naród potencjał ludzi pracowitych i zdolnych. Ale jak długo jeszcze? Już rząd myśli, jak na siłę zmusić lekarzy, by zostali w kraju. Czy to przypadkiem nie zalatuje komuną? Po lekarzach przyjdzie kolej na inżynierów, hydraulików, potem na salowe, sprzątaczki i śmieciarzy. Tylko księży nie trzeba zatrzymywać. Czy poza ilością kościołów, poza trąbieniem oaborcji i innych bzdurach, poza tą magiczną liczbą 97%, jesteśmy w stanie pokazać światu coś więcej? Nie mówię o Noblach z fizyki czy medycyny. Nie mówię o drugim Koperniku. Nie mówię o super bogactwie. Czy stać nas choćby rozsądek,wyrozumiałość, wybaczenie, tolerancję i miłość? A może oczekuję zbyt wiele?

Z ostatniej chwili– wariactwo wspięło się na nowy poziom. Rozebrać Pałac Kultury! Gdy komuniści rozbierali kościoły, był to dowód ich zaślepienia. Katolicy rozbiorą wszystko,co postkomunistyczne. Niech to będzie dowodem ich tolerancji. Proponuję rozebrać jeszcze warszawską starówkę i Pałac Królewski, bo to też po wojnie od zera wybudowali komuniści...


Wasz Andrew

ROSPUDA - FILOZOFIA KALEGO



Kiedy oglądamy w telewizji dewastację lasów w Ameryce Południowej, jesteśmy poruszeni i chętnie byśmy tego zakazali. Wiemy, że dla wielu ludzi ten sposób gospodarowania jest jedynym źródłem utrzymania, ale stwierdzamy zgodnie, że nie można dla dobra wąskiej grupy ludzi niszczyć przyrody, która jest dobrem całej ludzkości. Argumentujemy, że wycinanie lasów powoduje potężne skutki nie tylko dla tego regionu, ale i dla całego świata.Argumentujemy, że nic nie usprawiedliwia dewastacji środowiska, nawet jeśli dla pewnej grupy osób i ich rodzin jest to jedyna możliwość przeżycia.

Kiedy mowa o rzeziach wielorybów i delfinów, tępieniu słoni i nosorożców, zgodnie twierdzimy, że trzeba temu zapobiegać za wszelką cenę.Popieramy zakazy i surowe kary za ich łamanie. Nie interesuje nas, że polowaniana te zwierzęta są jedynym źródłem utrzymania wielu ludzi. Nie interesuje nas,że niejedno dziecko z biednej rodziny umrze w nędzy z tego powodu. Jest dla nas jasne, że ważniejszy jest interes ludzkości jako całości. Ludzkości jako nie tylko obecnych, ale i wszystkich przyszłych pokoleń. Dobrze rozumiemy, że gdy zabraknie jednego gatunku, wyginą i inne. Zginą te, które się nim żywią. Mogą rozmnożyć się nad miarę te, którymi on się żywił i następna katastrofa gotowa.Przypominamy różne ekologiczne wpadki i tłumaczymy, że różnorodność gatunkowa jest wartością samą w sobie, niemożliwą do przecenienia i być może warunkującą istnienie człowieka na Ziemi.

Przykładów ryzyka, jakie niesie zmniejszenie liczby gatunków nie trzeba daleko szukać. Lasy mało zróżnicowane gatunkowo padają łatwym łupem szkodników. Fermy, te swoiste monokultury, są podatne na epidemie i inne niekorzystne zjawiska. Wszystko to dobrze rozumiemy. Rozumiemy do czasu...

Telewizja ostatnio z upodobaniem pokazuje człowieka z Augustowa (lub okolicy, nie wiem dokładnie bo mam obrzydzenie do dziennika i widuję takie rzeczy tylko przez ramię, gdy inni masochiści katują się papką z newsów i płytkich komentarzy). Dżentelmen ten w pięknym przykładzie demagogii, szkoła naszych polityków z ostatnich lat, woła: „Co jest ważniejsze? Moje życie, czy życie malutkiego kwiatka?”. Więc odpowiadam. Życie kwiatka.

Nie jestem zielonym oszołomem. Wiele akcji ekologów oceniam bardzo negatywnie. Tutaj jednak muszę im przyznać całkowitą słuszność. Rospuda jest ważniejsza niż obwodnica a kwiatek ważniejszy niż mieszkaniec Augustowa.

W Dolinie Rospudy żyją unikalne gatunki. Gatunki, których nie da się przenieść w inne miejsce. Gatunki, którym grozi wyginięcie. Jak ich zagłada wpłynie na przyszłość świata nikt tak naprawdę nie wie, bo przyroda to system naczyń połączonych o zbyt wielu zmiennych, by można było do końca przewidzieć konsekwencje takich działań. Augustów natomiast nie jest zamieszkały przez ludzi wyjątkowych. To na mapie świata wiocha zabita dechami.Gdyby nawet szlag trafił wszystkich jej mieszkańców, ludzkość nawet by tego nie odczuła. W mieście tym nie rodzą się nobliści ani papieże. To miasto nie ma ludzkości niczego do zaoferowania poza bliskością przyrodniczych perełek, a do ich zniszczenia właśnie dąży. Poza tym mieszkańcy Augustowa mogą się przeprowadzić choćby do Włoszczowej, jeśli im źle u siebie. Rośliny i zwierzęta tego nie mogą. Ludzie z okolicy nie muszą się nawet przeprowadzać. Mogą po prostu zbudować obwodnicę inną trasą. Budują i tak za cudze pieniądze. W czym więc problem? Nie wiem. Wiem za to jedno. Przyszłe pokolenia nie podziękują mieszkańcom Augustowa. Betonu na świecie mamy dość. Mam nadzieję, że przyjdzie jeszcze opamiętanie, choć rozum mi mówi, że to nie ten kraj, by moje nadzieje mogły się spełnić.

Wasz Andrew

UWAGA NA JOGOBELLĘ



Jak wykazują najnowsze badania, spożywanie jogurtu Jogobella może prowadzić do skrajnego skretynienia. Każdy może się o tym przekonać oglądając najnowszą reklamę tego specjału. Kobieta wcina jogurt, z kilometra widać, że truskawkowy, i doznaje orgazmu od tych "owoców prosto z drzewa". Mam wrażenie, że wielu polityków, zwłaszcza z prawej strony, regularnie spożywa wspomnianą miksturę:-)

Zniechęcenie



Ostatnio nie mogłem się zabrać do napisania czegoś mądrego, po części z powodu różnych zajęć, a po części z powodu zniechęcenia.

Zaczynając pisać ten blog miałem nadzieję, że może w tym kraju kiedyś będzie normalnie. Nie miałem złudzeń, że mogę coś wielkiego zdziałać w tym kierunku. Uważałem jednak, że nawet jeśli nikt nie zmieni poglądów pod wpływem lektury moich tekstów, to może chociaż osoby, które mają podobne poglądy i czują się źle w naszej przepełnionej duchem zemsty i nietolerancji rzeczywistości zobaczą, że nie są tak całkiem osamotnione. Jeśli chociaż kilka osób, choć przez chwilę poczułoby się lepiej, to uważałbym, że warto pisać. Ostatnie wydarzenia jednak coraz bardziej mnie zniechęcają.

To co się dzieje w naszej polityce przekroczyło już dawno nie tylko granice dobrego smaku, ale także elementarnej uczciwości, honoru i w ogóle zdrowego rozsądku. Wielu osobom to nie przeszkadza. Wielu wystarcza, że mogą robić interesy, niekoniecznie uczciwe, że mogą zeżreć dwie kiełbasy naraz, że mogą kupić sobie nową furę,skórę i komórę. Ja jednak rozumiem ludzi, którzy chcą żyć nie tylko na poziomie, ale przede wszystkim godnie, uczciwie i normalnie. Rozumiem ich, bo sam tego pragnę i boli mnie, że to co się dzieje w kraju rządzonym przez Prawo i Sprawiedliwość jest zaprzeczeniem nie tylko prawa i sprawiedliwości, ale zwykłej uczciwości, zwykłego rozróżnienia dobra i zła. Nie mogę ścierpieć, że w kraju zamieszkałym podobno w 97% przez miłujących pokój i bliźniego swego katolików,połowa społeczeństwa popiera rząd owładnięty manią zemsty i czyniący swą misją nie budowanie, nie godzenie, ale niszczenie i zwaśnianie. Nie mogę rozumieć jak kraj pozostający pod nieodpartym wpływem moralnym Jana Pawła II może z dnia nadzień stawać się coraz bardziej nie tolerancyjnym, obłudnym i zdemoralizowanym.

Kiedy obserwowałem wybory we Francji uderzało mnie najbardziej to, że tam zarówno zwolennicy Nicolasa Sarkozy jak i sympatycy Segolene Royal uważali, że ich przywódcy poprowadzą Francję ku wielkości, ku lepszej przyszłości. Lepszą przyszłość rozumieli dwojako. Po pierwsze jako to, że nowe władze podejmą takie działania,by im, zwykłym obywatelom, się wiodło lepiej niż przed wyborami, a po drugie jako to, żeby Francja była silniejsza i bogatsza jako państwo. Przy czym ważne podkreślenia jest również to, że w rozumieniu wielu normalnych ludzi w normalnych krajach, jedno jest powiązane nierozerwalnie z drugim. Nie można być naprawdę bogatym i trwale pewnym swego bezpieczeństwa w kraju biednym i niestabilnym. Z drugiej strony w bogatym, harmonijnie rozwijającym się państwie, nawet biednym obywatelom żyje się lepiej niż w państwach ubogich i przeżywających coraz to nowe rewolucje. Poza tym bogate państwo daje duże szanse aktywnym i zdolnym na wydostanie się z ewentualnej biedy, natomiast biedne państwo łupi bogatych a i tak nie może pomóc biednym.

Jestem generalnie sympatykiem lewicy (takiej bliżej centrum), ale gdybym był Francuzem, to w tych wyborach być może głosowałbym na kandydata prawicy, gdyż miał on konkretniejszy plan, a przywódczyni lewicy miała program bardziej życzeniowy, więcej obiecanki niż schemat działania.

I jeden program, i drugi, całe wybory zresztą, są jednak jakby nie z tego świata, gdy się patrzy przez pryzmat Polski. Nasi liderzy przed wyborami obiecują gruszki na wierzbie.Nie mają żadnych wizji uzdrowienia czegokolwiek a hasła, którymi szermują takmało się różnią, że gdyby pozamieniać im kartki z programami, zwłaszczagospodarczymi, to nikt z wyborców by się nie połapał, gdyby nie treśćnagłówków.

Wybory we Francji nasuwające się porównania z Polską to jednak pikuś w porównaniu z tym, co serwuje nam na co dzień PiS. Naród został skutecznie skłócony, odmóżdżony i poszufladkowany. Nie ma już ludzi, mężczyzn i kobiet, są tylko nasi z jednej strony, a z drugiej ubecy, esbecy, homofile, wykształciuchy, łże-elity. Jednym słowem nasi i oni. Nasi są w porządku, a tamci są źli. Nie ma już fachowców i partaczy. Nie ma już uczciwości i honoru, prawdy i kindersztuby.

Jeśli ktoś nie jest z PiSem, to jeśli tylko nie jest martwy, na pewno wcześniej czy później trafi do jednej z szufladek: komuch, agent, ateista, aferzysta... Szufladek jest dużo, znajdzie się jakaś dla każdego. Nie jest ważne, czy ktoś jest fachowcem, czy nie. Lepszy głupi ale swój. Głupi wie, że w każdej chwili go można wywalić, więc będzie słuchał, nie cofnie się przed żadnym świństwem,jakie zleci mu wódz, byle zatrzymać stołek i zasłużyć na kolejną marchewkę.

Przykłady można mnożyć w nieskończoność. Choćby dzisiejsze: Giertych odznacza Jankowskiego medalem KEN. Mularczyk w imieniu PiS oczernia dwóch członków TK (Mularczyk zataił przed Trybunałem, iż sędzia Adam Jamróz został wyrejestrowany w 1978 r.przez wywiad PRL, bo "odmówił współpracy z powodów moralnych", zaś Marian Grzybowski został zarejestrowany dopiero 19 czerwca 1989 r.). A ogólnie?Trzy czwarte kadencji PiS za nami, a oni tylko dekomunizacja, deubekizacja,desowietyzacja, i inne de... Mieli budować IV RP, a oni wciąż tylko prowadzą prace rozbiórkowe. W dodatku nikt nie słyszał jak ta IV RP ma wyglądać. To nie Francja. Tu nikt nie pyta jaki jest plan tej budowy.

Jan Paweł II w grobie się przewraca. On nadstawiał drugi policzek, wybaczył nawet swemu niedoszłemu zabójcy. Tymczasem państwo polskie, które podobno pozostaje pod wpływem jego nauk, zajęte jest tylko i wyłącznie zemstą. Trzeba rozliczyć Solidarność, trzeba rozliczyć ubeków, esbeków, komuchów, SLDeków, PRL i III RP.Tylko nikt nie mówi o tym, jak zbudować Polskę bogatą, silną, pokojowo współistniejącą z sąsiadami, jak zrobić, by w Polsce żyło się dobrze zwykłym ludziom, by nie uciekali za granicę dla pieniędzy, dla godności, szacunku i dla zwykłego,świętego spokoju.

Prezydentura Kwaśniewskiego może nie przyniosła Polsce jakiegoś olśniewającego rozwoju. Ale ludzie żyli spokojnie. Katolicy nie żarli się z całą resztą. Urzędnicy nie mówili do biedaków „Spieprzaj dziadu!”. Politycy obozu rządzącego w swych telewizyjnych wystąpieniach nie atakowali z nienawiścią wszystkich i wszystkiego, czego nie popiera rząd i co rządu nie popiera. Było po prostu normalnie. Żadnych rewelacji, ale i bez poważnych zgrzytów.

Bracia Kaczyńscy plują na komuchów, na PRL, na gejów i agentów. Plują na każdego, kto nie jest w PiS. Jednocześnie wystarczy popierać PiS, by nie być rozliczanym za swą przeszłość. Przykładem może być choćby piewca Stanu Wojennego, znawca ewolucji i kreacjonizmu, tatko Jaśnie Oświeconego Ministra Edukacji. Nie jestem komuchem. Na PRL praktycznie się nie załapałem, partia umarła gdy dojrzewałem,nikt mi nie zaproponował, bym został agentem, ZOMOwcem ani innym -owcem. Niby PiS nic do mnie nie ma. Pod żadną lustrację się nie łapię. Mimo to czuję się tutaj gorzej niż za komuny, dużo gorzej niż w III RP. Coraz poważniej rozmyślam nad wyjazdem na stałe. Gdziekolwiek. Nie za pracą. Po prostu za normalnością,za uczciwością, za tym, by dobro dobro znaczyło a zło złem było. By człowiek mógł być dobry choć nie ma gęby pełnej katolickich frazesów, by był głupi, jeśli głupio czyni, nawet jak jest z PiSu. By nie był potępiany tylko za to, że jest gejem, komuchem albo kimkolwiek innym.

Kto wiatr sieje,ten burzę zbiera. Prosperity zawsze się kiedyś skończy. W państwie, które przez lata tłuste scementowało się w jedną całość jest duża szansa, że lata chude da się przejść w miarę spokojnie. Polska jednak dzięki rządom PiSu i bratnich partii jest tak podzielona, jak jeszcze nigdy od lat świeżo powojennych, a być może jak jeszcze nigdy w ogóle. Tak naprawdę, to w Polsce poza Kaczyńskimi i ich kumplami praktycznie nie ma Polaków. Przecież jeśli weźmiemy pod uwagę ilość głosów z jaką Kwaśniewski został prezydentem, to dojdziemy do wniosku, że większość obywateli naszego kraju to, jak mawiają nasi obecni przywódcy duchowi, komuchy i pachołki Moskwy. Jeśli z tych, którzy pozostali, odejmiemy członków PZPR, agentów, wykształciuchów i całą resztę uznawaną przez Kaczyńskich za niegodnych miana Polaka, to może się okazać, że w Polsce jest tylko dwóch Polaków i w dodatku są oni bliźniakami.

Modę na odnoszenie się z pogardą do każdego, kto myśli inaczej, a właściwie do każdego, kto myśli,od rządzących przejmuje coraz większa część społeczeństwa. A czy można być tolerancyjnym wobec kogoś, kogo się ma w pogardzie? Czy można żyć w jednym państwie z kimś, kogo się nienawidzi? Wątpię. Kiedy sytuacja gospodarcza się pogorszy, a nie jest do tego wcale tak daleko, góra jedno pokolenie, wtedy w Polsce będzie naprawdę źle. Kryzysy gospodarcze nawet w krajach tradycyjnie mocno scementowanych społecznie wywołują poważne wybuchy niezadowolenia, niesprawiedliwości i przemocy, w wyniku których najbardziej cierpią zwykli,uczciwi obywatele. To, co robi obecna władza sprawia, że Polska dzieli się na coraz więcej grup, które patrzą na siebie z zawiścią, niechęcią, a nawet z nienawiścią.Politycy wołają, że „ich” trzeba rozliczyć. Ale ulica swoje wie. Rozliczyć to znaczy wytłuc. A kiedy przyjdzie czas, plebs sobie przypomni, kto to są ci„oni”. Lekarze, bo bogaci. Komuchy, bo to pachołki Moskwy. Geje, bo to zboczeńcy. Inteligenci, bo to wykształciuchy. Bo to wszystko nie są ludzie,tylko „oni”. Jedyne, co na razie udało się osiągnąć obecnej koalicji, to przygotować warunki do wybuchów przemocy, gdy nadejdzie odpowiedni czas.

Trzeba się stąd wynieść zanim się zacznie rozliczanie „onych” na ulicach.

ZUS jest już wstanie przedzawałowym. To jeden z wielu objawów wskazujących na bliski poważny kryzys finansowy państwa. Alenie to jest największym zagrożeniem.

Ostatni nie zgasi światła. Zgaśnie ono samo dużo wcześniej. Wielkimi krokami zbliża się kryzys energetyczny. Może ja tego nie dożyję ale dzisiejsi nastolatkowie na pewno. Co Polska będzie mogła zrobić? Kto wybuduje elektrownie atomowe i słoneczne? Kto wdroży nowe, drogie technologie. Panowie z PiSu? Tak jak od lustracji i dekomunizacji nie przybywa autostrad, tak nie przybędzie i źródeł energii. Będą problemy a ziarno nienawiści najlepiej kiełkuje właśnie przy nich. Faszyzm i komunizm nie bez powodu wyrosły właśnie tam, gdzie były poważne kłopoty. W bogatych krajach nie przyciągnęłyby nikogo poza garstką oszołomów. W normalnym państwie nigdy nie przejęły bywładzy. W biednych, skłóconych i pełnych ludzi pozbawionych godności znalazły świetne warunki. A koalicja sieje i sieje. Ziarno za ziarnem.

Nie wiem jak wy,ale ja chyba prysnę zanim wzejdzie.


Wasz Andrew